Kiedy wszystkich ich przybrała, wnet gromada odleciała, i w łabędzie zamieniona fruwa, gdzie jest prawa strona...
Gdy królewna to ujrzała, wnet rączyny załamała i do króla pobieżała...
Ojcze! — woła — braciszkowie, teraz biali łabędziowie! ot pływają tam po stawie, otrząsają na murawie... ojcze, ratuj swoje dzieci, bo na zawsze nam odleci!..
Nie wie król, co wszystko znaczy, więc pogrąża się w rozpaczy i królowę wnet przyzywa, ta udaje, ach! fałszywa... że rozpacza nad tem, szlocha, że te dzieci, ach, tak kocha!..
Król uwierzył, razem płacze, że łabędzie te tułacze, to są dzieci jego żony, tej Ślicznotki uwielbionej...
A królewna tuż przy stawie, ach, umiera z żalu prawie... płacze, woła, łamie ręce, wciąż w tęsknocie, wciąż w udręce...
Strona:O sześciu łabędziach.djvu/14
Ta strona została uwierzytelniona.
— 12 —