O, skowronki, co lecicie, o, wy, kwiaty, wy w rozkwicie, o złotawe wy jasnoty, wysłuchajcie próśb sieroty! Jam tak mała, cierpię srodze, dopomóżcie mi niebodze!
Ach, płaczecie rosą trawy, patrząc na mój los tak łzawy, patrząc na niedolę braci, — niech wam bóstwo za to płaci!.. proście leśne bożki swoje, by obtarły mi łzy moje, abym miłych swoich braci, wnet ujrzała w ich postaci...
I tak dnie całe zawodzi, rozpacza, braci postaci nic nie przeinacza...
Aż wkońcu wietrzyk, widząc jej rozpacze, słysząc jak jęczy i jak rzewnie płacze, szepnął do niej zcicha, że tam, gdzie rzeczka z upału wysycha, gdzie kwitną lilje i przecudne bratki, tam ujrzy wrota do malutkiej chatki, tam iść powinna i spytać o leki, by urok nie padł na braci na wieki...
Strona:O sześciu łabędziach.djvu/16
Ta strona została uwierzytelniona.
— 14 —