Strona:O sześciu łabędziach.djvu/19

Ta strona została uwierzytelniona.
—   17   —

rać je będę od wczesnego rana, by im najprędzej postać była dana... Lecz swej macosze nie powiem ni słowa, bo wciąż nienawiść w sercu ku nim chowa...
Biegła królewna cudna złotowłosa, stopy jej myła zimna ranna rosa, wiatr czesał długie, do stóp prawie włosy, pokarmem dla niej były ziarna kłosu...
Zbierała świeże wciąż, łąkowe kwiaty, maki, lilje i modre bławaty... Z trudem się płatki łamiące zszywało, dużo rozdartych, uschniętych padało... Co zszyje kilka, to schną zaraz kwiaty; kiedyż uszyje, ach, kiedyż im szaty?!.
Więc płacze gorzko, łamie drobne dłonie, a w tedy szepcą ku niej kwiatów wonie:
— Skrapiaj, królewno, ach, skrapiaj nas łzami, a wciąż będziemy świeżemi kwiatami!..