Płacze królewna, łzy jak perły lecą, na cudnych makach i lilijach świecą... Nie schnie już żaden kwiecia tego płatek, nie chyli główki uwiędły bławatek...
Szyje więc biedna i łzami wciąż rosi i bóstwa leśne o pomoc też prosi... by kwiecia stało na braciszków szaty, na sześć koszulek utkanych w bławaty...
Już dwie koszulki miało biedne dziecię, gdy naraz wicher zerwał się na świecie... uniósł z jej dłoni te misterne szaty, połamał płatki i pozrywał kwiaty...
Padła królewna na łąki zemdlona, zda się być martwą, zda się, że już kona... Wtem dłoń pieściwa dotyka jej czoła, cuci z omdlenia i do życia woła...
Podniosła cudne swe oczy królewna, patrzy, a przed nią ta pani powiewna, prześliczna pani z koroną na głowie, tuli ku sobie i tak do niej powie:
Strona:O sześciu łabędziach.djvu/20
Ta strona została uwierzytelniona.
— 18 —