Strona:Obraz literatury powszechnej tom I.djvu/148

Ta strona została przepisana.
—   134   —

Prędzej, haniebniej, niż tamci, poleci?
Albo, czyż myślisz, że gnę kark mój hardy,
Że drżę przed nowych bogów pokoleniem?
Do tego braknie wiele — wszystko braknie!
Ty zaś powracaj, skąd idziesz! niczego
Nie usłyszawszy, coś się chciał dowiedzieć!
Hermes.   Wiesz, dokąd upór ciebie zaprowadził.
Prometeusz.   Wiedz, żebym nie chciał zamienić mych męczarń
Na twoją służbę. Wolę być tu stróżem
Skalnych granitów, niż tam Zeusa woźnym!
Przeciw zuchwalstwu waszemu — zuchwalstwo.
Hermes.   Los twój wygodnym zdawać ci się musi.
Prometeusz.   Wrogom życzyłbym tej losu wygody,
A że należysz do nich, życzę tobie.
Hermes.   Czyś i mnie losów twych przypisał winę?
Prometeusz.   Wszystkich was bogów, wszystkich nienawidzę,
Boście za dobre złem mi odpłacili.
Hermes.   Niemała widzęć choroba opadła.
Prometeusz.   Jeśli chorobą jest nienawiść wrogów.
Hermes.   Któżby zniósł ciebie, gdybyś był szczęśliwym?
Prometeusz.   Biada!
Hermes.   Z ust twoich dziwne słowo padło.
Prometeusz.   Czasu potęga wszystkiego nauczy.
Hermes.   Ciebie rozsądnym być nie nauczyła.
Prometeusz.   Zaiste, dałem dowód, mówiąc z tobą.
Hermes.   A więc Zeusowi nie chcesz odpowiedzieć?
Prometeusz.   Dłużny mu jestem, mam płacić mu za co?
Hermes.   Jako z chłopięcia szydzisz ze mnie.
Prometeusz.   Jesteś
Bo też chłopięciem, głupszym od chłopięcia,
Myśląc, że złamię tajemnicę moją.
Niema męczarni i niema podstępu,
Coby mi z głębin łona ją wydarła,
Nim te haniebne popękają więzy.
Niech z wyżyn spadnie piorun jego jasny
W wichrach śnieżystych, wśród drgań poruszonej
Z posad swych ziemi, niech się świat w kawały
Spęka! napróżno! pierś ma milczeć będzie.
Nie będzie wiedział, kto go z tronu zwali.
Hermes.   Bacz, czy to twojem może być zbawieniem.
Prometeusz.   Baczyć nie trzeba, gdzie postanowiono.
Hermes.   To spojrzyj w otchłań twej nędzy bez końca.
Prometeusz.   Próżno mnie próżnych zlewasz słów powodzią.
Strach mi niewieściej nie wdroży natury,
Nienawistnego błagać nie potrafię
Rąk łamaniami i płaczem niewieścim,
By mnie uwolnił. Nie! nigdy, przenigdy!