Strona:Obraz literatury powszechnej tom I.djvu/170

Ta strona została przepisana.
—   156   —

On to sam wydal surowy sąd,
Na ślub, co z matką połączył syna.
O synu Laja! złorzeczę chwili,
Gdyśmy cię pierwszy raz zobaczyli,
Jęczę nad tobą, gorzkie łzy leję.
Bo jeśli prawdę powiedzieć mam,
To ty w nas tchnąłeś życia nadzieję,
I ty też oczy zamknąłeś nam.

Z pałacu wybiega Poseł z wieścią o strasznej scenie, jaka się rozegrała we wnętrzu. Edyp szuka swej żony i matki zarazem.

Pod jego pięścią pękły i drzwi i zawiasy.
Jakby wiedzion przez kogo, wpada do łożnicy.
Tam widzimy niewiastę zwieszoną w pętlicy;
Co gdy on wreszcie zoczył, ryknął jak szalony
I odczepił pętlicę od szyi swej żony.
A kiedy już jej ciało spoczęło na ziemi,
Straszliwy obraz stanął przed oczy naszemi.
On złote sprzączki z płaszcza Jokasty obrywa
Wbija je sobie w oczy i tak się odzywa:
„Oczy, z których pożytek był mi w życiu mały;
Bo od klęsk nie ustrzegły, zbrodni nie widziały,
Niech odtąd na nich wieczne ciemności osiędą,
Niech odtąd i ci dla nich niewidzialni będą,
Co bodaj zawsze byli ode mnie zdaleka
I ci, na których dusza z upragnieniem czeka“.
Tak on mówiąc, powieki targa z całej siły;
Wraz zakrwawione oczy lice mu zrosiły,
Lecz nie sama krew tylko sączyła z oprawy,
Jeszcze jakiś deszcz czarny i niby grad krwawy.

Wychodzi wreszcie oślepiony już król z pałacu, by z ludem się pożegnać i Teby opuścić nazawsze. W rozmowie z chórem objaśnia powód, który go skłonił do wydarcia sobie oczu, nie zaś życia.

Ja-m uczynił, co byłem powinien uczynić;
Niemasz czemu przyganiać ni za co mnie winić;
Widzący, czyżbym w Hadzie mógł spojrzeć pogodnie
W oczy ojcu mojemu i mojej rodzicy,
Przeciw którym spełniłem dwie okrutne zbrodnie,
Jakich nawet nie zmaże sama śmierć w pętlicy?
Lecz przyjemnie byłoby, powiecie mi może
Popatrzyć się na dzieci, pocieszyć się niemi;
Nie, ja nie mógłbym na nie już spojrzeć na ziemi:
Ni na gród, ni na mury, ni na chramy boże.
Które-m sam sobie zamknął, sam między Tebany,
Rozkazując, by zbrodzień z kraju był wygnany.
I dziś jak bezbożnika każdy mię przeklina,
I bogi zwą nieczystym Lajowego syna!