Ni on się zlęknie mrozów tchu,
Ni ciosów gradu, ani dżdżu
I sama niemoc przed nim pada;
Z śmiercią mu tylko trudna rada.
Olbrzymia ludzkiej myśli potęga
Na podziw wielkich celów dosięga;
Lecz człek, swawolny w działaniu swem,
Chwieje się między dobrem i złem.
A kto podepcze prawa ojczyste,
Kto na domowe porwie się bogi,
Tego przekleństwo ściga wieczyste,
Tego ojczyzna rzuci za progi.
O, bodaj taki nigdy pospołu
Nie dzielił ze mną myśli, ni stołu.
Kreon. Jakżeś ty prawom sprzeciwić się śmiała?
Antygona. Bo to nie Zeus mi ogłosił je przecie,
Ni Sprawiedliwość, co zasiada w świecie
Podziemnych bogów, których rzecz jedynie
Uświęcać prawa w śmiertelnych dziedzinie.
Więc nie sądziłam, ażeby uchwały
Twoje, zawarte w śmiertelnika słowie,
Tym niepisanym prawom górowały,
Którym niezłomność nadali bogowie,
Których nie od dziś, nie od wczoraj wątek:
Żyją, choć nie wie nikt, gdzie ich początek.
Miałażbym, ziemskim ulegając trwogom
Przez wzgląd na ludzi, narażać się bogom?
Nie! sama wszakże wiedziałam dokładnie,
Że i bez ciebie umrzeć mi wypadnie;
A iż przyśpieszam chwilę śmierci mojej,
To mi za rozkosz i za korzyść stoi,
Bo kogo srogi, jak mnie, ból pożera
Przez całe życie, ten wesół umiera.
A więc nie trwożę się groźby twojemi;
Lecz gdybym wspólnej matki naszej syna
Bez czci grobowej odeszła na ziemi,
Wtedy-by trwogą przejęła mię wina.
Mniemasz, że działam w szale, bezprzytomnie?
Ej, sam szalony, kto tak myśli o mnie.
Chór. Dzielny duch ojca odrodził się w córze:
Oboje równo niebaczni na burze.
Kreon. O! i najtrwalszy duch za czasem pęknie:
Przecież żelazo ma twardość nie lada,
A patrz, jak w ogniu kruszy się i mięknie.
Najdzikszych koni rozhukane stada
Słabe wędzidła spokojnie prowadzą.
Jak śmie być hardym ten, kto jest pod władzą!
Ona wiedziała, że mnie już znieważa