Strona:Obraz literatury powszechnej tom I.djvu/190

Ta strona została przepisana.
—   176   —

I światło dnia pożegnam z spokojnym umysłem.
Więc prowadź mnie i zabij, Odyseju. Ducha
Nie łudzi już nadzieja wcale, ani krzepi
Myśl, żebym jeszcze kiedy żywot wiodła szczęsny.
Ty czynem mnie ni słowem nie wstrzymuj i drogi
Nie zastępuj mi, matko! Owszem, życz mi zgonu
Wczesnego, nim sromoty dożyję niegodnej...
Hekaba.   Piękne wyrzekłaś słowo, lecz nie bez przyprawy
Bolesnej, moja córko! — Jeśli zaś Pelidzie
Oddać cześć tę należy i jeśli wam trzeba
Zarzutu ujść, Odysie, niech żyje ma córka,
Mnie do Achillowego zaprowadź kurhanu,
Mnie zgładźcie bez litości! Ja zrodziłam tego,
Który pociskiem z łuku zmiótł syna Tetydy.
Odys.   Nie twej, staruszko, śmierci Achilla duch żąda
Od Achejów; nie, onej tylko się domaga.
Hekaba.   Więc z córką mnie pospołu przynajmniej zabijcie.
W dwójnasób tak posoki płynem się napiją
Ziemia i zgasły, który sobie wyprasza.
Odys.   Dosyć, że córka padnie. Przecz dodać do mordu
Mord! Obyśmy i tego nie potrzebowali!
Hekaba.   Koniecznie umrzeć muszę razem z córką moją.
Odys.   Co? Nie wiem o tem, żebym miał panów nad sobą.
Hekaba.   Jak dęby bluszcz, tak koło córki się oplotę.
Odys.   Zaniechasz przedsięwzięcia, powolna mędrszemu.
Hekaba.   Nie, dobrowolnie nigdy nie puszczę mej córki.
Odys.   A ja bez córki twojej stąd się nie oddalę.
Poliks.   Posłuchaj mnie, rodzico, a ty się nie gniewaj
I przebacz, Laertyado, słuszne skargi matki.
Och! nie śmiej z zwycięzcami bojować nieboga!
Chcesz-li runąć na ziemię, chcesz-li krwią z ran zbroczyć
Sędziwe ciało swoje, gwałtem odpychana,
I znieść obelgę, gdy cię młodzieńcze ramiona
Potrącą? Tego doznasz. Nie! to się nie godzi.
Matko droga! niech doznam rąk twoich pieszczoty,
Niechaj lice przycisnę do twojego lica,
Bo już nigdy, ostatni raz dzisiaj oglądam
Krąg słońca promienisty. Więc na pożegnanie
Posłuchaj słów ostatnich twej córki. Och! matko!
O rodzicielko moja! już schodzę do grobu.
Hekaba.   A ja mam żyć w niewoli, córko, na tej ziemi?
Poliks.   Nie wiem, co ślub, co hymen, a powinnam przecie —
Hekaba.   Ach! nieszczęsnaś ty, córko! nieboga ja matka.
Poliks.   Tam w Hadu grodzie spocznę z tobą rozłączona.
Hekaba.   Cóż uczynię? ach biada! jakiż zgon mnie czeka!
Poliks.   Córka wolnego męża, umrę niewolnicą!
Hekaba.   A ja po pięćdziesięciu dzieci moich zgonie!
Poliks.   Cóż Hektorowi powiem, cóż ojcu od ciebie?