Demos. Więc mnieś kradł, zwodził, nędzny Paflagonie,
A jam cię darzył, wieńcem zdobił skronie?!
Paflagończ. Kradłem, chcąc państwu pomódz dziełem takiem!
Demos. Łotrze, zrzuć wieniec, bym tym świętym znakiem
Jego skroń ubrał.
Kiełbaśnik. Zrzuć-że leniu, żwawiej!
Paflagończ. O nie, bo Pityi mam wieszczbę, co prawi,
Komu jedynie mam dać za wygranę.
Kiełbaśnik. Toć tam zbyt jasno me imię nazwane.
Paflagończ. Wpierw cię wybadam — chcę dowodu na to,
Czy się w czem zgadza wieszczba z twą facyatą.
I tak ci najpierw zadam to pytanie,
W jakiej to szkole wziąłeś wychowanie?
Kiełbaśnik. Ot — w świńskim chlewie, kułakiem kształcony.
Paflagończ. (przerażony).
Co?! (na stronie). Ta mi wieszczba w serce wpija szpony!
Niech będzie!
Czegoś się uczył w zapaśnictwa szkole?
Kiełbaśnik. Kraść, krzywoprzysiądz, być o brudnem czole.
Paflagończ. (na stronie).
Febie! Apollo, wielki boże słońca!
Twoich zamiarów któż dopatrzy końca? (Głośno)! —
Mężem, kunszt jaki schwyciłeś do ręki?
Kiełbaśnik. Kiszkim sprzedawał......
Paflagończ. (na stronie).
Przepadłem! Straszny wypadków obrocie!
Nie, jeszcze we mnie skra nadziei wzrasta! (Głośno).
To jeszcze powiedz: czyś w rynku wistocie
Kiszki sprzedawał, czy też w bramach miasta?[1]
Kiełbaśnik. W bramach, gdzie ryby sprzedają wędzone.
Paflagończ. (z rozpaczą).
Przebóg! więc słowa mej wróżby spełnione!
(Upada nieprzytomny — po chwili).
Precz mnie stąd weźcie, com igraszką doli!
- ↑ Szczwany Paflagończyk sformułował ostatnie pytanie rozmyślnie w ten sposób, że Kiełbaśnik myśleć może, iż on się obawia, czy Kiełbaśnik nie prowadzi w rynku handelku swojego. Sztuczka ta nie doprowadziła atoli do celu, bo Kiełbaśnik, nie bity w ciemię, przyznaje się do prawdy i — zwycięża!