Strona:Obraz literatury powszechnej tom I.djvu/205

Ta strona została skorygowana.
—   191   —

Demos.  Więc mnieś kradł, zwodził, nędzny Paflagonie,
A jam cię darzył, wieńcem zdobił skronie?!
Paflagończ.  Kradłem, chcąc państwu pomódz dziełem takiem!
Demos.  Łotrze, zrzuć wieniec, bym tym świętym znakiem
Jego skroń ubrał.
Kiełbaśnik.  Zrzuć-że leniu, żwawiej!
Paflagończ.  O nie, bo Pityi mam wieszczbę, co prawi,
Komu jedynie mam dać za wygranę.
Kiełbaśnik.  Toć tam zbyt jasno me imię nazwane.
Paflagończ.  Wpierw cię wybadam — chcę dowodu na to,
Czy się w czem zgadza wieszczba z twą facyatą.
I tak ci najpierw zadam to pytanie,
W jakiej to szkole wziąłeś wychowanie?
Kiełbaśnik.  Ot — w świńskim chlewie, kułakiem kształcony.
Paflagończ.  (przerażony).
Co?! (na stronie). Ta mi wieszczba w serce wpija szpony!
Niech będzie!
Czegoś się uczył w zapaśnictwa szkole?
Kiełbaśnik.  Kraść, krzywoprzysiądz, być o brudnem czole.
Paflagończ.  (na stronie).
Febie! Apollo, wielki boże słońca!
Twoich zamiarów któż dopatrzy końca? (Głośno)!
Mężem, kunszt jaki schwyciłeś do ręki?
Kiełbaśnik.  Kiszkim sprzedawał......
Paflagończ.  (na stronie).
Przepadłem! Straszny wypadków obrocie!
Nie, jeszcze we mnie skra nadziei wzrasta! (Głośno).
To jeszcze powiedz: czyś w rynku wistocie
Kiszki sprzedawał, czy też w bramach miasta?[1]
Kiełbaśnik.  W bramach, gdzie ryby sprzedają wędzone.
Paflagończ.  (z rozpaczą).
Przebóg! więc słowa mej wróżby spełnione!
(Upada nieprzytomny — po chwili).
Precz mnie stąd weźcie, com igraszką doli!

(Fr. Konarski).
Demos odprawia Paflagończyka, i choć nowy jego ulubieniec jeszcze jest gorszym od poprzedniego, nabiera siły, młodnieje, przywdziewa szaty, przypominające czasy zwycięstwa pod Maratonem.




  1. Szczwany Paflagończyk sformułował ostatnie pytanie rozmyślnie w ten sposób, że Kiełbaśnik myśleć może, iż on się obawia, czy Kiełbaśnik nie prowadzi w rynku handelku swojego. Sztuczka ta nie doprowadziła atoli do celu, bo Kiełbaśnik, nie bity w ciemię, przyznaje się do prawdy i — zwycięża!