Strona:Obraz literatury powszechnej tom I.djvu/210

Ta strona została skorygowana.
—   196   —

Prawa synom, by na odwet ojców swych gromili.
Ile zaś wzięliśmy plag, nim prawe to ogłoszą,
Z tych kwitując, puścim płazem, że nas dawniej bito
Patrz-no na koguty, albo inne takie twory,
Jak to ojców odpędzają; czemże-to się one
Od nas różnią, chyba tem, że uchwał nie gryzmolą!

Gdy się takich i tym podobnych dowodzeń nasłuchał Strepsyades, uznaje swoją winę, że syna sam do Sokratesa zaprowadził i wwiódł na drogę wykrętów. Więc też na Sokratesie mści się, rozwalając i paląc jego chatę przy pomocy swych niewolników. Mędrcy wyskakują a Strepsyades woła:

Goń ich, bij, potrącaj! jak z tysiącznych przyczyn,
Tak najbardziej za to, iż krzywdzili bogów...

(Marcelli Motty).

3) Żaby.
Wielki zwolennik poezyi dawnej, zapalony wielbiciel Eschila, przedstawia Arystofanes w tej komedyi swoją cześć dla niego, łącząc ją z dowcipną krytyką tragedyj Eurypidesa. Dyonizos (Bachus), bóg wina, niezadowolony z żyjących tragików, w sukni więc szafranowego koloru z lwią skórą zarzuconą na ramiona, z maczugą w ręku, wybiera się tedy do Hadesu, by stamtąd wydobyć niedawno zmarłego Eurypidesa. Niewolnik jego Ksantyas, przybrany za Sylena (bożka leśnego), objuczony dużym pakunkiem, siedzi na ośle i radby pożartować w guście trywialnym, ażeby sobie choć tym sposobem ulżyć w odbywaniu utrudzającej drogi. Dyonizos jednak nie pozwala mu na to, łając go:

Dyonizos.  Toż mi dopiero pieszczoch i zuchwalec!
Ja, bóg Dyonizos, prawy syn — Okseftu,
Piechotą łażę sam, on sobie jeździ,
Aby się tylko nie podźwigał zbytnie.
Ksantyas.  Alboż nie dźwigam?
Dyonizos.  Jakże dźwigasz, jadąc?
Ksantyas.  Dźwigając jadę.
Dyonizos.  Jakżeż?
Ksantyas.  Ciężko dźwigam
Dyonizos.  Alboż pakunku osioł twój nie dźwiga?
Ksantyas.  O nie, dalipan! czuję go na sobie.
Dyonizos.  Jakżeż ty czujesz? ciebie czuje osioł!
Ksantyas.  Nic nie wiem, tylko to wiem, że ja czuję.
Dyonizos.  Więc kiedy osioł na nic ci się nie zda,
Zleź z niego, sam go weź i dźwigaj jego.
Zleź z osła, ty hultaju! Jużem prawie
U bramy stanął, gdzie wprzód wstąpić muszę[1].
(puka)  Jegomość! hej jegomość, słuchaj wasze!

  1. Udający się do Hadesu wstępować musieli poprzednio do świątyni Heraklesa w Melite (w Attyce); tę więc zapewne świątynię wyobrażał domek na scenie.