Strona:Obraz literatury powszechnej tom I.djvu/211

Ta strona została skorygowana.
—   197   —
Ksantyas zsiada z osła, który natychmiast ucieka. Z domu wychodzi Herakles.

Herakles.   Któż tu tak stukał? kto tu przycwałował,
Jakgdyby jaki Centaur? Co to było?
Dyonizos  (do Ksantyasa). Widziałeś?
Ksantyas.  Cóż?
Dyonizos.  Toś nie uważał?
Ksantyas.  Czego?
Dyonizos.  Jak mnie się boi?
Ksantyas.  Myślał chyba, żeś ty waryat.
Herakles.  Dalibóg, niepodobna mi się wstrzymać
Od śmiechu! Ażem już się ugryzł w język!
Dyonizos.  Poczciwy człeku, przystąp bliżej, proszę!
Herakles.  Śmiech tak mię dusi, że już nie wytrzymam.
Jak dobrze mu z lwią skórą na tej sukni!
Co to ma znaczyć koturn ten z maczugą?
Skąd idziesz?
Dyonizos.  Na Klistena wsiadłem okręt.
Herakles.  I biłeś się na morzu?
Dyonizos.  Chyba z tuzin
Albo i więcej statków naszym wrogom
Do szczętu zatopiliśmy.
Herakles.  Wy we dwóch?
Dyonizos.  Klnę się na Apollina!
Herakles.  Ot, po wszystkiem!
Dyonizos.  Więc potem siedząc na okręcie, czytam
Tak sobie, dla zabawy, Andromedę[1],
Wtem nagle, jakby piorun przeszywając
Me serce, wpada mi zachcenie —
Herakles.  Duże?
Dyonizos.  Maleńkie, wzrostu może — powroźnika!...
Herakles.  Więc mów, braciszku, cóż to?
Dyonizos.  Ach, nie mogę!
Tylko zdaleka chyba dam ci poznać.
Czy ci się kiedy chciało już powideł?
Herakles.  Powideł? albo raz od lat dziecinnych!
Dyonizos.  Czyś pojął? czy też jaśniej wytłómaczyć?
Herakles.  Rozumiem doskonale! O! powideł!
Dyonizos.  Więc widzisz, taki sam uczuwam pociąg
Do Eurypida, który już nie żyje.
Nikt mi już nie wyperswaduje, żebym
Natychmiast doń nie zstąpił.
Herakles.  Gdzie? do Hadu?
Dyonizos.  Klnę się na Zeusa! choćby jaknajgłębiej!
Herakles.  O cóż ci idzie?

  1. Andromeda, jedna z zaginionych tragedyj Eurypidesa.