ulicę i przez tłumy narodu snujące się i zdążające także na zamek, przeciskają się z biedą na miejsce widowiska przy samem łożu Adonisa. Tam podziwiają wspaniałość przygotowań, odgryzają się jakiemuś natrętnemu sąsiadowi i milkną wtedy dopiero, gdy kapłanka zaczyna śpiewać hymn na cześć ukochanego Afrodyty. Po skończeniu hymnu radeby wprawdzie dłużej pozostać w zamku, ale jedna z nich przypomina sobie, że mąż zrzęda nic jeszcze do tej pory nie jadł i że należy pośpiesznie wracać do domu.
Jak to nad morzem rybacy,
Spać sobie poszli po dziennej pracy.
Liść suchy i dwie rogoże
Jedno czyniły im łoże.
Tuż ich narzędzia ze trzciny,
Niewody, matnie i haczki,
Ponęta, muchy, robaczki
I jedno naczynie z gliny,
W niem było trochę jarzyny.
Toż przewrócony czółen do góry
A przy nim i dwa leżały wiosła;
Pod głową płachty i czapki ze skóry:
Był to ich cały majątek rzemiosła.
Nie było u nich rozkazywać komu;
Pracując razem jak jeden tak drugi,
Nie mieli sobie ni pana, ni sługi.
Nie mieli nawet psa w domu.
Ledwo się księżyc pod ziemię zawróci
Jeden drugiego przecuci.
Noc jeszcze głucha gęste siała cienie.
Przetarłszy oczy na snu odpędzenie,
Jęli rozmawiać. „Przyjacielu — rzecze —
Jakże się ta noc długo nazbyt wlecze“. —
— Opak, zda mi się, słyszałem,
Że latem krótsza noc leci;
Wszak-to ja tysiąc snów miałem
A jeszcze zorza nie świeci.
„Jakto, mój bracie, — odpowie mu drugi —
Przeciąg ci nocy zda się teraz długi?
Musi być jakaś niespokojność prędzej,
Która twój umysł porusza i trudzi;
Ta spać nie daje, ta człowieka budzi.
Długa noc każda w nędzy!“
— Umiesz ty, proszę, sny tłomaczyć? bowiem
Cud mi się przyśnił, który ci opowiem.
Ot, jak na jawie (cóż-to za sen żywy!)
Znaczną ja nętę na hak zasadziłem,