A złowić właśnie coś dobrego chciwy
Zlekka w morze zarzuciłem.
Aż duża jakaś ryba mi przybywa,
Za nętę moją natychmiast porywa. —
„Co komu w myśli, to mu i sen o tem.
Cóż potem?“
— Oto się na wędę wzięła
I krew z niej ciec poczęła;
A przez usiłek niemały
Zgiął się ku dołu pręt cały
Ledwie go ręka dźwignęła.
Aż naostatek wyciągnąwszy wędę
Szczęśliwie połów dobędę.
Cudo! stanę jak wryty, wszak to ta
Złota mi ryba, ze szczerego złota!
Widząc przed sobą połów tak drogi,
Zaraz na wszystkie poprzysiągłem bogi
Nie być rybakiem, ale żyć na potem
Jako król jaki, z tem złotem —
I tu-m się ocknął, postrzegam dopiero
Że mi ta ryba marą była szczerą.
Ale przysiągłem, jakże się to godzi?
Ta mię przysięga obchodzi.
„O, nie lękaj się — zawoła — mój bracie!
Taka przysięga, jaką rybę macie.
Idź na to miejsce (bo już, widzę, świta),
Może tam będzie korzyść znakomita.
By nie przyszło umrzeć z głodu,
Pilnuj tu swego niewodu“.
Kiedy łotrowski Eros się skrada
Zwolna po miodek do ulu,
Żądłem cios srogi pszczoła mu zada.
W ręce dmuchał ci on z bólu,
Tupał nogami, skakał i biegał,
Bo palce wszystkie zażegał
Ogień — aż wreszcie z wymówką rzecze,
Wskazując, kędy ból piecze,
Do Afrodyty: Lichy twór pszczoła,
A jakże ranić on zdoła!
Ukrasi lice rodzicy wesoły
Uśmiech i powie: Do pszczoły
Czyś niepodobny? Ty malec taki
A jak się dajesz we znaki!
- ↑ Wiersz ten przyznawany jest także Bionowi.