Strona:Obraz literatury powszechnej tom I.djvu/239

Ta strona została skorygowana.
—   225   —

Ale rzućmy już żarty, a uważaj sobie,
Gdyż ja po interesie do ciebie przychodzę.
Kallikles.  Po jakim?
Megaron.  Ażeby ci dobrze natrzeć uszu.
Kallikles.  Komu? mnie?
Megaron.  Czyż jest tutaj kto prócz mnie i ciebie?
Kallikles.  A niemasz.
Megaron.  Cóż więc pytasz, czy chcę skarcić ciebie?
Chyba myślisz, że siebie samego chcę karcić.
Bo jeśli w tobie chora dawna dobra dusza,
Jeśli złym obyczajem chcesz zmienić charakter,
Lub jeśli obyczaje charakter twój psują,
Że rzucasz cnotę dawną, za niecnotą gonisz,
Zadajesz wielką ranę twoim przyjaciołom;
Ciebie widząc i słysząc, oni sami chorzy.
Kallikles.  Skąd ci przyszło do głowy takie gadać rzeczy?
Megaron.  Bo jest mężczyzn i kobiet dobrych obowiązkiem
Strzedz się nietylko winy, lecz i podejrzenia.
Kallikles.  Ale obie te rzeczy nie są w naszej mocy.
Megaron.  Dlaczego?
Kallikles.  Pytasz o to? By winy uniknąć,
To w naszem leży sercu, ale podejrzenie
Spoczywa w piersi obcej. Bo gdybym ja teraz
Chciał ciebie podejrzewać, że z głowy Jowisza
Ty ukradłeś koronę, — z Kapitolu, który
Jest na najwyższym szczycie; choćbym tak nie zrobił,
Lecz mnieby się widziało ciebie podejrzewać,
Jakżebyś mógł zabronić tak o tobie sądzić?
Ale powiedz, interes jaki do mnie miałeś?
Megaron.  Czy znasz ty przyjaciela, albo też krewnego,
Któremubyś zaufał?
Kallikles.  Wypowiem ci szczerze.
Jedni są prawdziwi — a tamtych tak sądzę,
A innych trudno pojąć umysły i serca,
Czy mi są przyjaciołmi, czy nieprzyjaciołmi.
Lecz ty między pewnymi jesteś najpewniejszym.
Jeśli wiesz, żem uczynił co błędnie, przewrotnie,
A o to mnie nie winisz, sam godnyś skarcenia.
Megaron.  Tak jest; a jeślim przyszedł tu z innej przyczyny,
Masz słuszność.
Kallikles.  Cóż mi powiesz?
Megaron.  Oto przedewszystkiem
Powiem ci, że tu ludzie źle o tobie mówią,
Nazywają cię chciwym haniebnego zysku;
Inni zowią cię sępem, któremu zajedno,
Czy szarpie przyjaciela, czy nieprzyjaciela.
To gdy słyszę o tobie, trapię się tem biedny.