Strona:Obraz literatury powszechnej tom I.djvu/24

Ta strona została skorygowana.
—   10   —

O której pieśni i mowy do końca nie skończą się świata,
Bo nie oszczędzę nikogo.....
Z radością posłyszał król mowę, powstał, uczcił starca czołem,
Powrócił do namiotów i usnął z umysłem wesołym.
Ale się Bhiszma stary długo z troskami kołatał,
Narzekał: Wszakżem walecznie tylu rycerzy już spłatał,
Jako się godzi kszatryi, przecież mię wyrzut spotyka!
O ciężka dolo, co pędzisz na wnuki wojownika!
O ciężka dolo, co każesz mordować owe dziecięta,
Kołysane na rękach, gdy zgoda władała święta!
O Jamo[1]! wstrętne mi życie, wielką pokryte żałobą.
Weź mnie i wybaw mnie, Jamo! — Tak biadał Bhiszma nad sobą
Wpośród ciemności nocnej, gdy wilków i hyen stada,
I stada duchów ponurych, gdzie gęstych trupów biesiada
Na bojowisku leżała, goniły na wyścig i wyły,
Aż jarkie promienie słońca okropnych gości spędziły. —
Ale gdy wzeszło słońce, zagrzmiała pobudka kręconych
Muszli, i bębny zagrzmiały, i wozów turkoty pędzonych,
I rżenie się koni rozległo i słoniów przeciągłe krzyki,
Hasła wojenne słychać i głośne dowódców języki.
I stanął przeciwko sobie tłum niezliczony narodu —
Na wschód Pandawów wojsko, Kurawów zaś od zachodu....
Na srebrnym starzec (Bhiszma) stał wozie, śnieżnego włosa i brody.
W białym turbanie jechał, a z wiatrem niebios w zawody
Biała się z ramion szata, niby dwa skrzydła, rozwiała,
A srebrną była zbroja, która pod szatą mu lśniała.
Białe go konie niosły, że wydał się górą śnieżystą,
Na wzniosłym palmy sztandarze pięć gwiazd się świeci srebrzysto.
Więc do rycerzy obrócon, rzuci im słowa z wysoka,
A słowa wydały się grzmotem z czarnego na niebie obłoka:
Dzisiaj wam męże waleczni na ścieżaj otwarte wrota,
Któremi chadzali ojcowie, gdy bojów zawrzała ochota,
W rozkoszne światy Indry, które wam stoją otworem;
Chwałę unosząc wieczystą, pradziadów pójdziecie torem.
Nie chcecie śmierci w domu; wyście waleczni i młodzi,
Na polu bitew jedynie kszatryom umierać się godzi! —
Tak stary wołał Bhiszma; toż krzyk zapału się mnożył.
Wtedy złocistą do ust swych, kręconą muszlę przyłożył,
Zadął policzki dwoma; głos wielki z muszli wypada,
Huczy, a wróg zdaleka takimże odgłosem zagada.
Ruszyły oba zastępy, ziemia zajękła pod niemi,
Piesi zmieszali się z końmi, słonie z wozami strasznemi;
Niby ocean w burzy, co rzuca szalone bałwany,
Tak na równinie bitwy dwu wojsk zderzyły się ściany,
Chwiały, łamały z sobą, a miecze, oszczepy i strzały
Nad czarną odmętów falą błyskawicami się zdały.

  1. Bóstwo śmierci.