Nóż kuchenny, siekierę, moździerz albo tłuczek
I sprzęty, jakich lubią pożyczać sąsiedzi,
Powiedz, że nam niedawno ukradli złodzieje.
Krótko mówiąc, niech w dom nasz, dopóki mnie niemasz,
Nikt nie wchodzi! To tobie zapowiadam głośno:
Choć Fortuna wejść zechce, ty jej nie masz wpuszczać.
Chciałem dzisiaj koniecznie być hojnym, rozrzutnym,
By przecież na weselu córki sobie użyć.
Idę przeto na rynek i pytam o ryby;
Powiadają, że drogie; baranina droga,
Wołowina też droga, droga cielęcina,
Ryba morska, świnina — słowem drogie wszystko;
Dla mnie tem bardziej drogie, bom nie miał pieniędzy.
Odchodzę rozgniewany, nie mogąc nic kupić.
A tak tedy oszukałem tych wszystkich plugawców[1],
A potem idąc drogą, mówiłem do siebie:
„Jeśli się w uroczysty dzień puścisz na zbytki,
To możesz w dzień roboczy łapy lizać z biedy“.
Wpoiwszy tę zasadę sercu i brzuchowi,
Kazałem chęci mojej zgodzić się z tem zdaniem,
By z kosztem jaknajmniejszym wydać córkę za mąż.
Kupiłem więc kadzidło, te kwieciste wieńce,
Złożę je na ognisku dla naszego Lara,
By dał szczęście mej córce w małżeńskiem pożyciu.
Lecz co widzę? Drzwi mego domu są otwarte!
A jaki hałas wewnątrz! Czy mnie okradają?
Kongryo. (kucharz przysłany przez Megadora, mówi z domu):
Pożycz garnka większego tu zaraz w sąsiedztwie,
Jeżeli dostać możesz, bo ten jest za mały,
Nie chce się wszystko zmieścić.
Euklio. O, ja nieszczęśliwy!
Już po mnie! kradną złoto i szukają garnka!
Zginę, jeżeli zaraz nie wpadnę do domu.
Przyjdź w pomoc, Apollinie! ratuj, błagam ciebie!
Przeszyj twemi strzałami tych rabusiów skarbu!
Wszak już i w innych razach byłeś mi pomocnym.
Kongryo. Przyjaciele, ziomkowie, krajowcy, przybysze,
Koloniści, sąsiedzi, precz z drogi, bym uciekł!
- ↑ Bo myśleli, że Euklio coś kupi, a nie kupił nic.