Strona:Obraz literatury powszechnej tom I.djvu/249

Ta strona została skorygowana.
—   235   —

Euklio.  Pokaż ręce.
Strobil.  Tobie?
Euklio.  Tak!
Strobil.  To je masz!
Euklio.  A trzecia?
Strobil.  Widma, wściekłość, szaleństwo trapią ciebie, starcze,
Robisz mi krzywdę; czy nie?
Euklio.  Wielką, że nie wisisz!
To przyjdzie, jeśli skłamiesz.
Strobil.  Czego nie mam kłamać?
Euklio.  Co stąd wziąłeś?
Strobil.  Bóg mię skarz, jeślim wziął co twego...
Euklio.  Albo nawet wziąć chciałeś? To mi płaszcz swój rozwiń!
Strobil.  I owszem.
Euklio.  Lecz pod suknią?
Strobil.  Patrz, gdzie się podoba.
Euklio.  A to złodziej! przez grzeczność chce kradzież zataić...
Powiedz mi, kto był drugi tam z tobą w świątyni.
Bogowie! ten tam szpera! Puszczę tego — drapnie.
Ależ go przeszukałem, nic nie ma. Idź, gdzie chcesz,
Idź na złamanie karku.

Strobil się ukrywa i podsłuchawszy, jak Euklio mówi, iż skarb swój w gaju Sylwana ukryje, zakrada się tam i zabiera garnek. Euklio w rozpaczy:

Już po mnie! już zginąłem! przepadłem na wieki!
Gdzież mam biedz? gdzie biedz nie mam? Łapaj! chwytaj! Kogo?
Kto? nie wiem; jestem ślepy, niczego nie widzę,
Gdzie jestem, lub czem jestem, gdzie mam iść, nic nie wiem.
(do widzów)  Was błagam i zaklinam, proszę, pomagajcie,
Pokażcie mi człowieka, który garnek ukradł.
Co mówisz? Tobie ufam, z oczu dobrze-ć patrzy.
Dlaczego się śmiejecie? Znam was! Tu złodziei
Dużo jest między wami, którzy szatą białą[1]
Brudy swe pokrywając, siedzicie jak zacni.
Hem! więc żaden z tych nie ma? Zginąłem! Przepadłem!
Cóż po życiu, gdy tyle utraciłem złota,
Które-m pieścił starannie. Ja sam się okradłem
Z chęci życia i szczęścia! Inni się niem cieszą —
Z mem nieszczęściem i szkodą. Tego znieść nie mogę.

(Jan Wolfram).
Pan Strobila, Likonid, kochający córkę Eukliona, zwraca mu garnek i pozyskuje przez to rękę panny, która wolała jego, niż Megadora.
(Najpierw przełożono u nas komedyę Plauta Trinummus p. n. „Potrójny“, Zamość 1597. Tłómacz, Piotr Ciekliński, i nazwy polskie nadał osobom i wiele rysów
  1. Rzymianie wogóle chodzili w białych szatach, ale ci, co się o jaki urząd ubiegali, mieli jeszcze bielsze i dlatego zwali się: candidati od candidus = jasny, biały.