zdają się goreć. Źle się czuję, o miaro-mówna! Chciałbym się przespać, bo mi sił zbywa.
Sawitri, zbliżona do męża, usiadła obok i głowę jego na swoje schyliła łono. I młoda pustelnica, przejęta słowami Narady, widziała przed sobą chwilę zapowiedzianą. I wraz spostrzegła człowieka w szacie czerwonej, z głową kędzierzawą, twarzy miłej, a jaśniejącej jak słońce. Miał barwę czarno-żółtawą, oczy czerwone, a w ręku niósł powróz. Postać miał straszną, a stanąwszy obok Satyawana, chciwie nań patrzył.
Gdy go Sawitri postrzegła, wnet się zerwała; a złożywszy lekko głowę męża, na łonie trzymaną, w postaci błagalnej, ze drżeniem w sercu tak przemówiła:
— Poznaję cię bogiem, bo postać twoja nie jest śmiertelną. Powiedz, o dobry boże, ktoś jest i co zamyślasz?
— Poświęciłaś się dla męża i dla praktyk pobożnych, przeto ci odpowiem, Sawitri! — rzekł nieznajomy, — Wiedz, piękna, młoda niewiasto, żem jest bóg śmierci. Życie twojego męża jest dopełnione, więc wprowadzę go w moje królestwo.
Sawitri rzekła: O ty, dziedzicu najwyższej błogości! mówią, że to zwykle posłańcy twoi ludzi uprowadzają, pocóż sam dziś przychodzisz, o boże najpotężniejszy?
Tak zapytany, pełen litości dla Sawitry, odpowiedział: Mąż twój młody, cnotliwy, który jest morzem pięknych przymiotów, nie miałby cześci należnej, gdyby go sługi moje stąd wiodły; przeto sam po niego przychodzę.
Potem Jama, wydobywszy z ciała Satyawana duszę, związał ją mocno; wtedy wyszło życie z ciała Satyawana, znikł oddech, zagasły oczy; a zwłoki, bez ruchu, smutno były do widzenia. Ale Jama, z duszą związaną, ku południowym stronom się udał.
Sawitri, ociążona boleścią, szła za Jamą; Sawitri, która, w poświęceniu się dla małżonka, zniosła dla niego posty i najsurowsze pokuty.
Ale Jama, zatrzymując ją: — Wróć się, wierna Sawitri, i poświęć ofiarę za umarłego. Wszystkoś czyniła, coś winna dla męża; przyszłaś tak daleko, jak tylko mogłaś.
— Gdzie ty mi męża prowadzisz, — rzekła Sawitri: — gdzie on będzie, ja pójdę za nim: to jest wieczna moja powinność. Zaklinam cię na surowe moje pokuty, na moje poddanie się pokorne, na miłość męża mojego i dobroć twoją, nie broń mi tego!
Mędrcowie, hołdujący prawdzie, zwią przyjaźń siedmiokroczną (sapta adam), kładąc przyjaźń nad wszystko. Ja ci powiem w dwóch słowach, wysłuchaj:
Nieświadomi nie oddają się cnocie, ni prawdzie; ludzie z nauką pełnią cnotę: dlatego dobrzy nazywają cnotę najwyższem dobrem.
Od chwili, gdy dobry zaznał cnotę, inni dobrzy go naśladują. Nie pragną oni raz lub dwa razy zaczynać to życie ziemskie. Przeto dobrzy nazywają cnotę dobrem najwyższem.
Strona:Obraz literatury powszechnej tom I.djvu/27
Ta strona została przepisana.
— 13 —