Tego, zbroją trojańską chcąc piersi otoczyć
I w zdobytych bogactwach na pole wyskoczyć,
Niewieścią drogich łupów żądzą pałająca,
Ślepo ściga Kamilla, jednego z tysiąca.
Wtenczas w pomyślnej chwili cios wypuszcza srogi.
I tak z chytrej zasadzki wzywa Aruns bogi:
„Pierwszy z niebian, Sorakty[1] boskiej stróżu, Febie!
Tyś jest celem czci naszej, jeżeli dla ciebie
Ofiarne paląc stosy, pełni świętej wiary,
Bez szkody przez ogniste przebiegamy żary:
Daj obmyć naszą hańbę siłą tej prawicy!
Nie żądam ja tryumfu z poległej dziewicy,
Ni żadnych po niej łupów, niech mi inne sprawy,
Inne czyny, wszechmocny, dadzą wieniec sławy.
Lecz byleby mym grotem padł ten piorun srogi,
Już bez chwały w ojczyste nie powrócę progi“.
Skończył. Część jego modłów doszła uszu Feba,
Część rozproszył wiatrami po przestrzeniach nieba.
Pozwolił mu utopić miecz w Kamilli łonie,
Ale nie dał w ojczyste powrócić ustronie.
Wiatry wyrok poniosły... Gdy więc z silnej ręki
Pchnięta włócznia w powietrzu przykre dała dźwięki,
Wszystkich Wolsków wejrzenia na królowę padły.
Na świst srogi niepomna, ni na cios zajadły,
Uczuła go, aż włócznia w nagiej piersi jękła,
I zdrojem krwi dziewiczej obficie przesiękła.
Zlękłe ją towarzyszki otaczają wkoło
I wspierają swej pani chwiejące się czoło.
Ta z piersi pocisk dłonią wyrywa omdlałą,
Lecz ostrze krwią zakrzepłe aż w głębi zostało.
Upada konająca; gasną jej powieki
I purpurowe usta blednieją na wieki.
Wtedy na pół umarła rówienniczkę swoję
Powierną, z którą wszystkie podzielała znoje,
Przyzywa i tak rzecze: „Akko ukochana!
Tracę siły, śmiertelna obala mię rana
I wokoło grobowym świat czernieje cieniem;
Zostaw mię i do Turna bież z tem ostrzeżeniem:
Niech śpieszy i Trojanom do bram wstępu broni.
Żegnam cię!“ Z temi słowy lejc upuszcza z dłoni,
I z konia mimowoli spływając upada;
Już się na zimne piersi skłania szyja blada,
Oręż ręka upuszcza, dusza oburzona
Ucieka z smutnym jękiem w krainy Plutona.
- ↑ Góra w Etruryi.