Strona:Obraz literatury powszechnej tom I.djvu/291

Ta strona została skorygowana.
—   277   —

Ani też ujmę na naszym honorze
Spodlony żołnierz powetować zdoła,
Prędzej do walki łania stanąć może,
Gdy ją myśliwcy obskoczą dokoła,
Niż się w odwagę nikczemnik uzbroi,
Co się zląkł śmierci, broń haniebnie cisnął,
Niż w nowej bitwie przed wrogiem ustoi,
Komu raz powróz na karku zawisnął.
Dla kogo życia radością jedyną,
Że go aż szukał, tchórz, na Marsa polu!...
O! jakżeś wielka dzisiaj, Kartagino!
Wielka, niestety, z hańbą Kapitolu!“
To powiedziawszy, z szlachetnem obliczem
Przypadł do ziemi, niby pozbawiony
Praw Rzymianina w stanie niewolniczym;
Nie chciał uścisków dzieci ani żony,
Póki senatu chwiejącej się rady
Na swoje wreszcie nie przechylił zdanie —
Jedyne w dziejach! poczem wśród gromady
Smutnych przyjaciół, głuchy na ich łkanie,
Na rozpacz ludu, co mu zaszedł drogę,
Wracał bohater niezachwianym krokiem,
By się w niewolę oddać, gdzie go srogie
Czekały męki, i spokojnem okiem
Żegnał pokrewnych, klientów i sługi.
Rzekłbyś, że miejskie załatwiwszy sprawy,
Wyjeżdża sobie, chcąc miesiąc i drugi
Na wsi wypocząć od stołecznej wrzawy!

(A. Krajewski).


3) Na zbytek w budowlach.

Szczupłe już tylko pod pług idą łany,
Tak gmachy rosną; staw każdy z Lukrynem[1]
Równa się niemal, a nagie platany
Wiąz wypychają ożeniony z winem.

Gdy wprzód gospodarz z sadów zbierał tyle
Przednich oliwek i owoców kosze,
Teraz fiołki, mirty i badyle
Wonne mu tylko przynoszą rozkosze.

Laur, gęsto sadzon, nie przepuszcza za to
W upał promieni słonecznych przez szpary —
Lecz tak nie myślał brodaty nasz Kato,
Ani Romulus, ni obyczaj stary.


  1. Jezioro w Kampanii.