Ukośnym rażąc błyskiem, lud zdumiały trwoży,
I zajadły, na własne świątynie się sroży,
Padając i wracając, niecofnięty z drogi,
Wszystko wali i zbiera rozpierzchłe zażogi.
Te wodzom; lecz publiczne do wojny powody:
Występki, które gubią przemożne narody.
Gdy Rzym podbite świata spanoszyły kraje,
A przy szczęściu zniknęły dawne obyczaje,
Wstał zbytek z łupów, wziętych na nieprzyjaciołach:
Niemasz miary w naczyniach, w pomieszkaniach, w stołach;
W szaty, które zaledwie kobietom przystoją,
Straciwszy wstyd i cnotę, mężczyźni się stroją.
Już nikt płodnego w mężów ubóstwa nie lubi,
A tego chciwie szuka, co narody gubi.
Skupują grunta nowe, a mierne zagony,
Które kopał lemieszem Kamilus wsławiony
I które Kuryuszów grzebały motyki,
Zbyt rozciągnione, obce widzą osadniki:
Już ten lud nie znał ceny pokoju i zgody,
Ni w ciszy broni drogiej używał swobody:
A stąd obfite sporów i niesnasek źródło,
Za nic zbrodnie, do których ubóstwo przywiodło:
Stąd żelazem szukana, niegodziwa sława —
Więcej módz nad ojczyznę; stąd gwałt mierzy prawa,
Stąd wyciskane mocą pospólstwa uchwały,
Stąd konsule z trybuny gwałcą trybunały,
Stąd porywano złotem pęki i topory,
Zepsuty lud swojemi frymarczy honory.
Stąd ambit, zgubne krajom rodzący bezprawia,
Coroczne na przedajnem polu walki wznawia:
Stąd brzydka lichwa, korzyść w zdzierstwach nieprzystojna,
Wiara zgasła i wielu pożyteczna wojna.
Także to ustawicznie? już dzień w okna wchodzi
I ścisłe rozpadliny jasnością rozwodzi.
Chrapiemy, jak po twardem wczasując się winie,
Gdy już cień pokazuje na piątej godzinie.