Jeśli późno z dalekiej kto przychodzisz strony
Pierwszy raz na ten patrzeć widok poświęcony, —
Niech cię nie zwodzi flota i woda jak morze,
Bo tu ziemia dopiero była w tej przestworze.
Nie wierzysz? Patrz, jak wodnej bitwy koniec będzie,
Za chwilę rzeczesz: wszak tu morze było wszędzie.
Gdy pierzchliwie przed charty mknie rączemi skoki
Sarna, różną im czyniąc sztuką w pędzie zwłoki,
Stanie u nóg cesarza w proszącej postawie
Z pokorą; a tu się jej psy nie tkną prawie.
Bóstwo cesarz ma, święta moc jest, władza święta,
Wierzcie: zwyczaju kłamać nie mają zwierzęta.
Dedalu! gdy cię szarpał niedźwiedź, mruk obrosły,
Jakbyś wtenczas rad skrzydła miał, by cię uniosły.
Wiecznież mi tylko słuchać? Nie — pokusa
Pomsty mię dręczy. Dość już mam Kordusa,
Który mi przez nos, czyli śpię, czy idę,
Wszędzie swą lichą prawi Tezeidę —
I tych, co nudne deklamują żale —
I co komedye niedowcipne wcale —
I tego, co Telefem swym bezkarnie
Dzień cały srogie sprawia mi męczarnie —
I co Oresta swego w każdej porze
Czyta i nigdy skończyć go nie może.
Nie — nikt dokładniej własnej swej kieszeni
Nie zna, jak ja znam gaj Wenery gacha —
I dziurę, w której Wulkan młotem macha —
I jak złoczyńcy w piekle są dręczeni —
I jakto złote runo zdobywano —
I jak Monychus centaur, skądś wyrwaną