Podczas gdy wielce świetny ty Korwinie,
Mimo twe liczne w dziejach antenaty
W lichej gdzieś Wólce pasiesz własne świnie.
Tak — tak — pierwszeństwo ma i tu bogaty —
Mniejsza, że niegdyś kredą naznaczony[1]
Wszedł w Rzym, jak bydlę poganiacza biczem
Prosto na rynek. —
Dziś, będący niczem
Patrycyusz goły, winien jest pokłony
Lada chłystkowi z trzosem! Gdyż jedynie
W Rzymie grosz miły godzien mieć świątynię,
Jak miały niegdyś: Pokój, Dobra Wiara,
Cnota, Zwycięstwo stąpające butnie.
Jak je ma jeszcze kędyś Zgoda stara,
Choć w niej gorszące słychać tylko kłótnie...
..................
Nie — nie — do naszych niecnot przyszłe wieki
Doprawdy — cóż mieć mogą do dodania?
Więc zamiast głowę łamać, wnuk daleki
Nas naśladować tylko niech się skłania,
Lub nam zazdrościć, żeśmy w danej chwili
Już dla postępu nic nie zostawili.
— Lecz maszże w sobie godność wraz z odwagą? —
Słowem tych wielkich przodków dar uroczy,
Co to w szlachetnym gniewie prawdę nagą
Rznęli, nie patrząc, czyje skłuje oczy?
— Co? niżli palcem wytknąć — może lepiéj
Niech niegodziwca uczczę i pochwalę? —
— Tego ja mówić nie chcę. Lecz zuchwale
Niech Tygelina język twój zaczepi,
To, nim w świat frunie sprawka ta junacka,
W cyrku się szrankach możesz znajść znienacka
I tam zapłonąć żywcem, jak z tych który,
Co to u słupa wzięci w stryk za gardło,
Nim ich zarzewie zwolna w żużel zżarło,
Dymów gryzące rozwlekają chmury.
— Jakże? Ten zbrodzień, który jest podziwem
Świata? co trzykroć własne swoje stryje
Potruł, spojrzeniem będzie pogardliwem
Ze swej wyżyny w oczy patrzał czyje?
— Tak. Ten sam, bratku. I gdy go przypadkiem
Spotkasz, to z drogi w sposób jak najżwawszy
Dawaj drapaka, ręką wprzód zatkawszy
Gębę. Bo widzisz: być kupionym świadkiem
Lub zgubić kogo — tożto u nas fraszka.
Dość gdy kto szepnie: — To on! Bierzcie ptaszka!
- ↑ Niewolnikom przeznaczonym na sprzedaż, kredą wypisywano cenę.