Śpiesznie tak biegli noc calusieńką, a kiedy
Febus rumiany ukazał pierwsze ziemi promienie,
Ukryć się w lasach starają, cieniu szukając gęstego,
Strach ich napada, co gnębi nawet w miejscach bezpiecznych.
Serce dziewicze takim się lękiem strasznym przejmuje,
Że się już boi wszelkiego wiatrów powiewu,
Boi się ptaków szelestu i potrąconych szumu gałęzi,
Raz wygnania nienawiść, to ojczyzny prze miłość gorąca.
Wiosek wciąż unikają, prześliczne opuszczają zagony,
Wolą po górach lesistych krętemi iść ścieżynami,
Drżące swe kroki ciągle w bezdrożach zmieniając.
Las tam był wielki, obszerny, w nim zwierząt kryjówki
Liczne, ogarów i trąb odgłosy zwykle się tu rozlegały.
Góry są dwie na uboczu a w blizkim siebie odstępie,
Między któremi, choć wązka, jaskinia była przyjemna,
Nie przez ziemi wydrążenie, lecz ze skał sklepienia.
Schówek to dobry dla krwawych kup rozbójniczych.
Kącik ten miękką, zieloną murawą był kryty.
Gdy go spostrzegł młodzieniec: „tu pójdźmy — zawoła —
W takim obozie miło jest złożyć ciało znużone“.
Odkąd bo umknął z przykrego Hunnów siedliska,
Nigdy inaczej nie zakosztował we śnie spoczynku,
Jak na puklerzu oparty; przymykał ledwie powieki.
Wtedy dopiero ciężki rynsztunek złożywszy wojenny,
Rzekł, na łonie dziewicy kładąc swą głowę:
„Patrz uważnie, Hiltgundo, a kiedy chmurę czarną zobaczysz,
Słodkiem dotknięciem zbudzić mnie nie zaniechaj,
Choćbyś ogromną nawet ciżbę spostrzegła idącą
Wstrząsać mię nagle strzeż się, o moja najdroższa.
Stąd daleko orszaki widzieć możesz rycerskie,
Więc okolicę całą okiem przeglądaj roztropnem“.
Rzekł to i oczy przymknął błyszczące natychmiast,
Pożądanego oddawna kosztując spoczynku.