Że tak rozprawiać umiesz grzecznie.
Skoro więc prosisz już koniecznie,
Idź, powiedz mu, że mię nakłania
Do wzajemności bóg Kochania.
Odprawę daję-ć: pośpiesz żwawo,
Tę mu odpowiedź nieś łaskawą:
Że przez rozsądne twe orędzie
Przychylność moją wnet posiędzie;
I to mu donieś prócz pokłonu,
Że nie opuszczę go do skonu,
Skoro już chce mię kochać tak.
A jako ślubów moich znak
Ten pierścień nieś i ten roboty
Przedziwnej łańcuch szczerozłoty.
Kiedybądź widzieć mię zechcecie,
Zawsze w tym gaju mię znajdziecie“. —
— „Pani, niech mię tak Bóg powstydzi,
Rzadko się w świecie dary widzi
Wypracowane tak misternie.
Ja panu je doniosę wiernie.
A że masz takie oczy hoże,
Wraz ukłon mu kazany złożę.
Pani, jeśli Bóg, co nie błądzi,
Antyfanora ci przysądzi,
Jako że w nim nie mieszka zdrada,
Za rok mu jeszcze będziesz rada“. —
Na tem rozmowa się urwała,
Poczem papuga, nader dbała
O dobro pana oraz damy,
Wzleciawszy za ogrodu bramy,
Przebywszy drogę w jednym pędzie,
Opowiadała swe orędzie,
Mówiąc: — „Podobno takiej drugiéj
Nie widział w świecie nikt papugi,
Aby wierniejsza, bardziej dbała,
O pańskie dobro się troskała.
Wleciałam do ogrodu chyłkiem,
Bojąc się, aby ktoś, zatyłkiem
Podszedłszy, nie wziął do niewoli...
Źle wyglądałabym w tej roli.
Znalazłam ją śród zieloności,
Złożyłam twojej hołd miłości.
Pierścień przysyła i roboty
Przedziwnej łańcuch szczerozłoty
W zakład przyjaźni i kochania.
Mówiła: Niech go Bóg osłania,
Darzy bogactwy całe życie. —
Lecz teraz nie wiem, jakby skrycie
Do owej przekraść się zagrody
Tak, by się nie nabawić szkody.
Na sercu mi ten kłopot leży...
Ot co: podpalę dach na wieży;
Gdy mury będą ogniem żarte,
Pan wtedy wejdź przez drzwi otwarte
I w pęd do pani swej pocwałuj,
Uściśnij czułe i ucałuj“. —
Więc Antyfanor rzecze: — „Żwawo!
Do pani naprzód idź z tą sprawą
I spytaj, sługo mój kochany,
Czyli się zgodzi na twe plany“. —
Potem rozeszli się; papuga,
Jako żarliwy, wierny sługa,
Z tą ambasadą znów miłosną
Pogonił: damę zszedł pod sosną;
Więc, podleciawszy ku drzewinie,
Tak ją pozdrowił w swej łacinie:
— „Pani, niechaj bóg twojej wiary
Wypełnia wszystkie twe zamiary
I szczęście korcem ci odmierza,
Byleś swojego hołd rycerza
Przyjęła i tak doń zechciała
Pałać miłością, jak on pała,
Bez nagany i bez pochyby“. —
— „Papugo“ — rzekła pani, — „gdyby
Mój Bóg tak łaski mi nie skąpił,
Izby mi cały świat odstąpił,
Wszystkobym oddać była skora
Za miłą chęć Antyfanora.
Ale ten ogród jest strzeżony,
Warty czatują z każdej strony
Od zmierzchu aż do wschodu słońca,
A noc marudna nie ma końca“. —
— „I nie znasz pani rady żadnéj?“ —
— „Ha! nie, i nie dziw, gdy tak radny
Poseł wymyślić nie nie może“. —
— „I owszem, słuchaj, jak ułożę:
Teraz do pana zwrócę loty,
Który z miłosnej schnie tęsknoty.
W noc się dzisiejszą z nim wyprawię,
Jego u muru pozostawię,
A sam, przyniósłszy greckie świéce,
Jeżeli zgodzisz się, dzwonnicę
Podpalę niemi i dach wieży;
Pożar w momencie się rozszerzy,
Grozę i popłoch wraz zażegnie,
Kto żyw — ratować gmach pobiegnie.
Strona:Obraz literatury powszechnej tom I.djvu/366
Ta strona została skorygowana.
— 352 —