Strona:Obraz literatury powszechnej tom I.djvu/372

Ta strona została skorygowana.
—   358   —

Jeszcze Hotklerę[1] prawicą ściska.
Spotkał Rolanda, cięcie straszliwe
Z góry w złocony szyszak wymierzył
I aż do nosa na dwoje rozciął;
Ale na szczęście cios nie tknął głowy.
Roland z podziwem spojrzał na niego,
Zcicha słodkiemi przemówi słowy:
„Chciałżeśli mieczem godzić mnie twoim?
Jam przecież Roland, niegdyś kochany,
Tyś mnie nie wyzwał nawet przed bojem“.
Oliwier rzecze: „Głos twój mi znany,
Lecz cię nie widzę! Bóg dobry w niebie,
Odwrócił bratni pocisk od ciebie!“
„Nic mi — odrzecze Roland z zapałem —
Bóg wie, żeć sercem przebaczam całem!“
I pocałunek połączył bratni
Usta walecznych w chwili ostatniéj.
Czuje Oliwier przedśmiertne męki,
Oczy mu słupem stanęły w głowie,
Na dźwięk mu wszelki zamarło ucho,
Głowę na miękką składa murawę,
Grzechy ze szczerą spowiada skruchą,
Ręce ku niebu unosi obie,
O spokój w raju woła do Pana,
Błaga o łaskę dla Karlomana
I błogosławi kraj Franków miły,
I błogosławi Rolanda brata.
Już krew zakrzepła, omdlały siły
I duch ku niebu lekko ulata,
I tylko martwe a sztywne ciało
Z dzielnego męża ziemi zostało.
A Roland płacze łzami rzewnemi:
Nikt nie zapłakał rzewniej na ziemi.

Wreszcie pozostaje przy życiu tylko trzech: Gautier z Luzy, Turpin i Roland, ale i ci walczą z taką zaciekłością, że poganie nie mają odwagi natrzeć na nich zblizka i tylko zdaleka ciskają oszczepy i strzały. Upada Gautier i Turpin odnosi ranę śmiertelną, a Roland utraciwszy konia, potykać się musi pieszo. Wtem dolatuje zdaleka dźwięk trąb wojennych; to Karol nadciąga z odsieczą. Przerażeni napastnicy pierzchają w popłochu, a Roland ułożywszy na zielonej darni Turpina, obiega pobojowisko, zbiera poległych bohaterów i znosi ich do stóp biskupa. Płacze nad niemi Turpin i kostniejącą błogosławi dłonią.

Roland na zmarłe patrzy barony,
Na Oliwiera miłego sercu,
I łzy mu z oczu strumieniem płyną.
Nagle mu krasa z lica uciecze,

  1. Hauteclaire — szabla Oliwiera.