Strona:Obraz literatury powszechnej tom I.djvu/389

Ta strona została skorygowana.
—   375   —


3. Wyjątek z „Wielkiego testamentu“.

Żal mi was, czasy rozkosznej młodości,
Nikt jej nie widział tak rozpustnie złotą,
Aż się wsunąłem poza próg starości,
Kradnącej wszystko, co było pieszczotą.
Jam jej nie przebył konno ni piechotą —
A jak?... Niestety! Wśród szaleństw bezmiaru
Na lekkich skrzydłach wionęła — i oto
Żadnego nawet nie rzuciła daru.

Pierzchła — i dzisiaj wiodę żywot marny,
Z lichym rozsądkiem, biedoklep bez statku,
Smutny, zawiodły, jako Maur czarny,
Nie płacąc z renty żadnego podatku.
Najmniej — jest mojem!... Lecz w każdym wypadku —
Chyba nie chciałbym ująć prawdy w ręce —
Szczerze wam powiem: mego niedostatku
Przyczyną było: brak szczęścia — nic więcéj!

Gdyby... Hej! gdyby, mój ty dobry Boże,
Wstrętne mi nauk nie były mozoły,
Złym obyczajom nałożył obrożę:
Miałbym posłanie miękkie, dom wesoły — —
Ba! kiedym drapnął co chyżej ze szkoły,
Jak brzydki dzieciak, gdy się czegoś zlęknie.
Pisząc to, serce rwie mi się na poły
I w piersi biednej o mało nie pęknie.

(K. Gliński).

X. Farsa „Le maître Patelin“.
Mistrz Piotr Patelin, adwokat bez klienteli, sprzykrzywszy sobie cierpkie wyrzuty żony Guillemetty, że jej nawet sukni sprawić nie może, oznajmia jej, że dziś jeszcze suknię mieć będzie, i wyszedłszy z domu, wstępuje pod pozorem pogawędki do sklepu sukiennika Joceaulme’a. Tu podczas rozmowy o zmarłym jego ojcu i ciotce, niby przypadkiem spostrzega sztukę sukna i zaczyna unosić się nad dobrocią wyrobu, napomyka nawet, że gotów byłby nabyć je na ubranie, bo o cenę mu nie chodzi, ale nie wziął z sobą pieniędzy, a zresztą dobrze jest być oszczędnym. Kupiec, znęcony nadzieją zysku, zachwala towar i oświadcza, że na zapłatę poczeka. Patelin nie może oprzeć się pokusie, bierze sześć łokci po dziewięć franków i odchodzi, zapraszając sukiennika, żeby dziś jeszcze przybył do niego na tuczoną gęś, to przy tej sposobności i należność swą odbierze. O wskazanym czasie sukiennik zjawia się w mieszkaniu Patelina i ku wielkiemu zdziwieniu dowiaduje się od jego żony, że jej mąż już od jedenastu tygodni leży chory. Nie chce wprawdzie temu dać wiary i ostro dopomina się swych pieniędzy, nie zważając na łzy i dąsy Guillemetty; gdy jednak złożony w łóżku Patelin, udając paroksyzm gorączki, zaczyna bredzić bez ładu różnymi językami, oszołomiony tem i zbity z tropu, przeprasza za swą napaść i odchodzi z niczem. Wkrótce potem do Patelina zgłasza się Agnelet, owczarz Joceaulme’a, z prośbą o poradę. Jest on oskarżony o to, że zarzynał sobie jego owce, pod pozorem, że są dotknięte mo-