Ten jeszcze kwiatek u jej stóp się ściele,
Ten w powietrzu, nim padł na nią,
Zda się szeleścić: „Miłość tu jest panią“.
Wtedym nieraz myślał skrycie,
Dziwną grozą owładnięty:
Toż pewnie tylko snów są rajskich dziwa! —
Tak w zapomnień mych zachwycie
Boskie twarzy jej ponęty,
Uśmiech, co słodkim dreszczem wskroś przeszywa,
Wzroku jej wymowa tkliwa,
Wiedzę prawdy we mnie złamie,
Że pytałem roztęskniony:
Jak i kiedym zszedł w te strony?
Bom sądził biedny, żem już w niebios bramie,
Odkąd wszędzie, gdzie się schronię,
Spokoju nie znam, prócz w tej jednej stronie....
Pieśni! tyś zdobna w promieniste znamię!
Więc z twej kniei w świat idź śmiało
Brzmieć między ludźmi godną Laury chwałą!
Filomena[1] skończyła opowieść swoją. Wówczas królowa[2], widząc, że oprócz Dionea[3], który miał kończyć dzień na mocy danego mu przywileju, ona tylko nie opowiadała jeszcze, z wesołą twarzą w te słowa zaczęła:
— Na mnie tedy kolej przychodzi i oto chcę wywiązać się z przyjemnego mojego obowiązku powieścią, która nieco z poprzednią ma podobieństwa. Tę tylko z niej szczególną wyciągniecie korzyść, kochane przyjaciółki, iż nauczycie się, jaką władzę mają wdzięki wasze nad szlachetnemi sercami, ale zarazem i tego, żeście powinny względów swoich z własnej woli udzielać, a nie spuszczać się na los szczęścia, który zwyczajnie najdziwaczniej dary swoje rozdziela.