Strona:Obraz literatury powszechnej tom I.djvu/423

Ta strona została skorygowana.
—   409   —

jeszcze dla cnót i szlachetnych obyczajów, aniżeli dla szlachetności rodu swego zasługiwał na to. Ten w późnych latach znajdował upodobanie w opowiadaniu sąsiadom swoim i obcym ludziom o dawnych czasach i zdarzeniach, i nikt mu co do układu zręcznego, pięknej formy i doskonałej pamięci pod tym względem nie wyrównał.
Otóż pomiędzy innemi lubił on często opowiadać, że niegdyś we Florencyi był młody szlachcic, zwany Federigo Filippo Alberighi, którego pod względem rycerskiej biegłości i szlachetnych obyczajów wyżej od wszystkich ówczesnych panów we Florencyi ceniono.
Ten zakochał się w pewnej dostojnej damie, imieniem Monna Giovanna, uchodzącej podówczas za najpiękniejszą we Florencyi kobietę, i dla pozyskania wzajemności, na turniejach i rycerskich igrzyskach na najzuchwalsze hazardy się ważył, wyprawiał uczty i podarkami ją obsypywał, najmniej na stan majątku swego bacząc. Ale dama, równie uczciwa jak piękna, nie dbała o to, co on na jej cześć urządzał, ani o to, co wydał przy tem.
Tymczasem Federigo nad możność swoją wiele przepuścił i nic nie zyskawszy, popadł wkrótce w taką biedę, że z całych dóbr nic mu nie pozostało, oprócz małego folwarku, z którego miał nędzne utrzymanie, i sokoła, jakiemu równy prawie na świecie się nie znalazł. Miłość jednak jego przez to się nie zmniejszyła, owszem gorętszą jeszcze się stała; ponieważ jednak nie mógł w mieście już dłużej żyć na taką stopę, jakby pragnął, wyprowadził się tedy do owego folwarku i tam, niczyjej pomocy nie prosząc, chwytając ptaki, cierpliwie biedę swoją znosił.
Pod ten czas właśnie zdarzyło się, że małżonek Monny ciężko zachorował wkrótce i, czując się bliskim śmierci, zrobił testament, mocą którego małego synaczka zrobił dziedzicem wszystkich bogactw swoich, na przypadek bezpotomnej śmierci tego chłopca, Monnie Giovannie, jako czule ukochanej żonie, cały majątek przekazał.
Po jego śmierci, wdowa, jak to u tamtejszych niewiast zwyczajem jest, schroniła się na całe lato do jednej z posiadłości swoich, położonej bardzo blisko folwarku Federiga. Stąd trafiło się, że synek jej, który niezmiernie ptaki lubił, wnet z Federigiem się zaprzyjaźnił i, widząc często jego sokoła, tak niezmiernie sobie w nim upodobał, że tylko żądzą posiadania go pałał; nie śmiał jednak Federiga o niego prosić, wiedząc, jaką wartość doń przywiązuje. Jakoś w niewiele dni potem chłopczyk zachorował.
Monna Giovanna, kochająca go z całej duszy, jako jedynaka, niewymownie chorobą jego się strapiła; całemi dniami nie odstępowała go i prosiła natarczywie, ażeby powiedział, czy czego przypadkiem nie pragnie, i obiecywała mu, że w takim razie postara się o to dla niego, cokolwiekby uczynić potrzeba było. Wielekroć już go o to pytała — bez odpowiedzi; nareszcie pewnego dnia chłopiec odrzekł:
— Matko, jeżeli zdołasz uzyskać dla mnie sokoła od Federiga, to czuję, że wnet przyjdę do zdrowia.