strasznem. Wyciąga król Anglów prawicę, uderza srogiego nieprzyjaciela, uderza, ale ostrze ślizga się po czarnych łuskach, miecz niezwalczony zawiódł Beowulfa! Smok rzuca się jednym poskokiem wściekły od gniewu, wyrzuca z paszczy gorący płomień, wraz z wilgotnemi wyziewy. Już król Anglów nie chlubi się zwycięstwem, miecz zawiódł jego dłoń rozbrojoną w walce, nie tego spodziewał się po jego nieprzezwyciężonem ostrzu! O! jakby monarcha rad się ujrzał w tej chwili wśród murów swego grodu. Jakież męki cierpiał, ogarnion płomieńmi, ten, który niegdyś przewodził ludom.
Wiglaf, młody rycerz, stojąc na uboczu, dostrzegł, jak upadł monarcha pod śmiertelnym pociskiem. Wspomniał na otrzymane zaszczyty z jego ręki, na piękno włości, dostojeństwa udzielone niegdyś jego ojcu. Nie może się powstrzymać, chwyta puklerz lipowy, przypasuje miecz praojców; „pomnę — mówi w duchu — owe czasy, gdyśmy popijali miód wesoło, gdy król w biesiadniczej sali rozdawał nam naramienniki złote, przyrzekaliśmy wypłacić się w dzień walki, gdyby mu nieszczęście grozić miało, przyrzekaliśmy mu służyć hełmem i orężem!“
I w tejże chwili rzuca się w tuman płomieni, cały zbrojny, zasłania wodza, przemawiając w te słowa: „Dobry królu Beowulfie! pomnij, jak w czasach młodości przyrzekałeś nie ociągać się z zemstą, teraz, wodzu nieustraszony, sławny z tylu wypraw, należy całą siłą bronić twego żywota. Otóż jestem wierny przy twoim boku“. Wonczas król odzyskał przytomność, podniósł w górę nóż wojenny, ostry i kończasty, który nosił przytwierdzony do pancerza, a skupiwszy całą swą siłę, uderzył nim smoka.
Uczuł jednak Beowulf, że rannym jest śmiertelnie i ozwał się temi słowy:
„Przez lat pięćdziesiąt byłem panem narodu, a żaden król sąsiedni nie śmiał mię zaczepić. Przeżyłem na ziemi czas, przeznaczony mi z wyższych wyroków. Czuwałem, jakem był powinien, nad daną mi własnością, nie szukałem próżnych sporów, nie trwoniłem fałszywych przysiąg; owóż dziś ranny śmiertelnik, mogę się jeszcze weselić, albowiem Stwórca ludzi nie zarzuci mi zbrodni, gdy duch mój rozłączy się z ciałem“.
Wtedy Wiglaf na rozkaz rannego pana wszedł do jaskini. Ujrzał tam złote czasze, któremi pili dawni ludzie, ujrzał rdzą pokryte hełmy i wiele drogocennych klejnotów. Skarb ten przechodził wszelkie inne ukryte kiedykolwiek w łonie ziemi. Wiglaf ujrzał także znaki złote rzeźbione pod sklepieniem, znaki cudowne, kreślone czarodziejską sztuką, które rzucały tyle światła, że bohater mógł się cieszyć z oddali widokiem dokonanej zemsty. Beowulf wyrzekł po raz ostatni: „W młodości jak i w starości lubiłem siać złoto wokoło siebie; dzięki składam Bogu, Stwórcy przedwiecznemu, iż mi dozwolił przed śmiercią zdobyć takie skarby dla moich wiernych rycerzy; pragnę, aby je zachowano na potrzeby ludzi. Niedługo już będę z wami; skoro zagaśnie płomień mego stosu, nie-
Strona:Obraz literatury powszechnej tom I.djvu/434
Ta strona została skorygowana.
— 420 —