Strona:Obraz literatury powszechnej tom I.djvu/460

Ta strona została skorygowana.
—   446   —

Hagena rzecze wnuka: „Gdzie szumią fale słone,
Zostały suknie wasze; za ciężkie były one,
Gdym chciała je przydźwigać. Czy jeszcze obaczycie
Te płótna kiedykolwiek, mało się o to troszczę, na me życie!“

Odrzeknie zła djablica: „radujesz się przedwcześnie,
Doznasz ty jeszcze doli, nim się pogrążę we śnie!“
I ciernia przynieść każę i w rózgi związać głogi:
Gerlinda sroższej kary na swe największe nie wymyśli wrogi.

(Jan Kasprowicz).

III. Wolfram von Eschenbach.
Parsywal.
(Ks. V. str. rękop. 229 do 240. w. 173 — 510).

Do pałacu się udali,
sto pająków napotkali,
w wszystkich świec mnogo płonie,
a oprócz tego w każdej stronie
pełno się mniejszych świeczek bieli.
I miękkich łożnic sto ujrzeli,
a na nich sto poduszek leży;
na każdej czterech wraz rycerzy
wczasu zażywać może.
Z osobna stoi każde łoże,
kobierzec każde z nich przedziela.
Wszystko to króla Frymutela
mógł sobie sprawić syn, co z pieczy
nie puścił także jednej rzeczy,
wcale nie skąpiąc złota.
Z marmuru była to robota
te trzy kominki czworogranne!
A na nich ognie bezustanne
z lignum aloë — tak się zwało
kosztowne drzewo. — Nie widziało
tu w Wildenburgu żadne oko
ognisk płonących tak szeroko.

Samci gospodarz w tej godzinie
tuż przy środkowym siadł kominie
na krześle miękko słanem.
Rozkoszy nie był panem
żadnej na świecie — nie! — on nie żył,
lecz wciąż się z śmiercią mierzył.
Gdy się Parsywal w zamku stawił,
wnet się przyjaźnie z nim rozprawił
ten, co w gościnę go zaprosił;
od razu słowo doń wygłosił,
aby się zbliżył, nie stał dłużéj
a usiadł obok: „niech wam służy
to miejsce przy mnie; siadać zdala,
na to gościnność nie pozwala“.
To rzekł gospodarz nieszczęśliwy.
Był schorowany, więc nie dziwy,
że potrzebował, na wpół skrzepły,
wielkiego ognia, sukni ciepłéj:
z wierzchu i spodu temu gwoli
dostatnią suknię miał z soboli
i płaszcz rzęsisty miał na sobie,
czarny i szary: w tej ozdobie
najgorszy skrawek wart pochwały.
Takiż z soboli okazały
kołpak na głowie miał dwucięty,
górą z arabska burtą spięty,
a w środku na nim spina
z przezroczystego rubina.
I przed rycerskich szereg gości
wniesiono oznaki żałości.
Do środka giermek drzwiami wskoczył
z oszczepem w ręku (gdyś go z oczył,
tak wraz do żalów byłeś rączy).
Krew z jego ostrza tak się sączy,
że aż na dłoń po drzewcu spływa