Strona:Obraz literatury powszechnej tom I.djvu/462

Ta strona została skorygowana.
—   448   —

Poprzed tem srebrem znowu inne
cztery panienki szły niewinne,
cztery wybrane, cne dziewice,
niosące w ręku jasno świéce.
I tak ich weszło sześć do sali.
Zważcie, co tu się stało daléj.

Pokłoniły się... Potem z koła
dwie, przybliżywszy się do stoła,
złożyły noże swe na płycie,
a zasię przeszły należycie,
gdzie się postacie lśnią dziewicze
w liczbie dwunastu... Dobrze liczę,
jest osiemnaście ich w tej porze.
Lecz znowu idzie sześć — a hoże,
a w drogie suknie naodziane,
na poły z plialtu tkane,
na pół z bisioru z Niniwy.
Te więc i pierwszych sześć — o dziwy!
miały wzorzyste odzienie —
dwanaście sukien — po cenie
najdroższej zakupionych.
W ślad strojnych dziewic onych
weszła na końcu królowa,
a tak jaśniała jej głowa,
że wszystkim się zdawało,
jak gdyby wokół zadniało.
Szła w sukni cudnego wzoru
Z arabskiego bisioru,
A zaś w jej ręku się mieni
na achmardowej zieleni
ta „Rozkosz Raju“ — z korzeniem
i z konarami: imieniem
Grala to rzecz nazwana,
nad wszystko w świecie wybrana.
A ta, co go dźwigała,
Repaus de Zoj się zwała.
Ta zaś właściwość Grala,
że trza od fałszu być zdala,
że trza niewinność swą zachować,
gdy jego służbę chcesz sprawować.

A zaś przed Gralem przyniesiono
sześć szklanych latarń, które pono
nie mało strawy miały w sobie:
balsam się palił w nich w tej dobie.
Gdy przekroczyły próg dziewice,
niosące w ręku te szklenice,
pełne balsamu, wraz z królową
skłoniły się przystojnie głową,
potem królowa, tak jak była
pełna godności, postawiła
przyniesionego z sobą Grala
przed gospodarzem. Parsywala
zaduma schwyci wnet głęboka,
tak że nie spuszczał długo oka
z onej królowej bogatéj,
co wniosła Grala do komnaty,
a której płaszcz krył mu ramiona.
Do osiemnastu tamtych grona
te siedem w rychłym czasie
zwróciły kroki, w środek zasię
tę najprzedniejszą wzięły.
Tak wokół niej stanęły —
Wzdyć po dwanaście z każdej strony,
a ona z blaskiem korony
na swem królewskiem czole,
lśniła urodą w tem kole.

A dla rycerzy, co w te progi
zeszli się w liczbie tak mnogiéj,
byli do służby dodani —
jeden na czterech — szambelani,
z złotemi misy do wody;
za każdym pazik stał młody,
co biały ręcznik dzierżył.
Bogactw-byś wszystkich nie zmierzył.
Sto było stołów daléj,
które wniesiono do sali,
a zaś przy każdym, tak wypadło,
czterech rycerzy siadło.
Na wszystkie stoły należycie
bielutkie dano nakrycie.
Gospodarz sam na duszy chory,
umył swe ręce tej pory,
Parsywal wnet to samo zrobił.
Jedwabny ręcznik przysposobił
syn im hrabiowski, na kolana
co tchu przykląkłszy u stóp pana.
Na wolnych miejscach, po za stołem,
po czterech paziów stało kołem,
by służby swej nie zapomnieli
około tych, co tam siedzieli.
Dwóch z tych pazików, klęcząc, kraje,