Że ona jego skroni tak ślicznie przystoi.
I on jej wielce godzien, ten nasz cesarski pan;
Któż mógłby ich rozłączyć, by nie był niecnym zwan?
I jedno ani drugie hańby się nie boi:
Wzajemnym blaskiem lśnią się wciąż
Drogie kamienie i młody, luby mąż,
Że w oczach książąt aż rozkosz drży.
A kto w wątpieniu ma wyrok swój,
Niech spojrzy, z czyjej skroni śle kamień blasków zdrój:
Bądź gwiazdą książąt, „sieroto“ ty!
Skarżymy się, nie wiedząc, jakiemi to nas pęty
Związano — tak nas Ojciec obałamucił święty.[1]
Jeżeli przykład nam ojcowski sam on dał,
To jakżeż z jego dróg nasz krok-by zboczyć miał?
Lecz teraz bacz, o świecie, czem serce me się brzydzi:
Gdy skąpi on, nikt skąpstwa się nie wstydzi,
Gdy kłamie on, wnet każdy tuż w jego kłamie ślad,
Oszuka on, wnet cały oszustwa spełnia świat.
A teraz za to któż mnie łajać rad:
I nowy padnie Judasz — tak rzecz mi ta się widzi.
Po chrześcijańsku Papież jak z nas się w Rzymie śmieje,
Prawiąc Włochom, że tutaj przez niego nam się dzieje;
Nad słowa te lepszego cóż on wymyśleć ma:
„Koronę-m jedną włożył na łby allmańskie dwa,
By ogniem oraz mieczem niszczyli swe zagony,
Ja swe tymczasem wypełniam skarbony.
Do skarbon ich prowadzę — tak człeku mądry czyń!
Niemieckie srebro zgarniam do swoich włoskich skrzyń.
Więc, klechy, jedzcie kury, winko wam w gardła płyń,
A ty zaś pość, Niemiaszku, przezemnie ogłupiony!“
Jak rzadko Ciebie, Boże chwalebny, ja tu sławię,
A przecież pieśń i słowo ty dałeś mi łaskawie:
O biada! że tak grzeszyć nie jestem dziś w obawie.
Źle czynię i miłości nie mam do twoich dzieci —
Współchrześcian — ni do Ciebie, o wielki Ojcze mój!
Na siebie tylko zlewam swojej miłości zdrój:
Niech duch wasz, Boże Ojcze i Synu, mnie oświeci!
Jak mogę kochać tego, co tu mi czyni źle?.
Ten dla mnie zawsze milszy, co jest życzliwy mnie,
Me inne przebacz winy, wtem się nie zmienię, nie!