Król. To prawda, bogowie mają obawę przed pobożnością śmiertelników.
Anasuja. Kiedy też w czasie, gdy wiosna zwykła zstępować na ziemię, ujrzał jej czarującą postać, wtedy... (zawstydzona przestaje mówić).
Król. Domyślam się co wtedy nastąpiło. A więc nimfa jest jej matką?
Anasuja. Tak jest.
Król. Rzeczywiście nie inaczej. Czyż bowiem taka istota może być córką kobiety światowej? Promień błyskawicy, zaprawdę, nie z ziemi się wydobywa (Sakuntala spuszcza oczy).
Król. (na stronie). Dla moich życzeń zajaśniała nadzieja, ale do serca wkrada się powątpiewanie i obawa, kiedy Prijamwada objawiła żartem życzenie, aby Saknutala mogła mieć kochanka.
Prijamwada (spogląda z uśmiechem na Sakuntalę, potem zwraca się do króla). Zdaje się, że pan jeszcze coś chciałeś powiedzieć? (Sakuntala grozi jej palcem).
Król. Zrozumiałyście mnie. Oprócz poznania waszego cnotliwego życia pragnę jeszcze czegoś innego dowiedzieć się.
Prijamwada. Tylko bez wahania... pustelnice można wypytywać bez ceremonii.
Król. Pragnę dowiedzieć się: czy wasza przyjaciółka ślubowała życie pustelnicze, które stoi na przeszkodzie uczuciu miłości tylko aż do pójścia za mąż, czy też na zawsze chce pozostać przy tych gazelach, które tak kocha dlatego, że mają takie oczy, jak ona.
Prijamwada. Panie, ona nie rozporządza sobą nawet w wykonywaniu świętych (pustelniczych) obowiązków. Ojciec Kanwa zamyśla dla niej wybrać stosownego męża.
Król. (na stronie). O! teraz moje życzenia nie trudne do spełnienia. O serce moje, objaw swe życzenie; teraz nastała chwila stanowcza. To, coś w obawie uważał za ogień, jest klejnot, którego się można dotknąć.
Sakuntala (jak gdyby się gniewała). Anasuja, bo sobie pójdę stąd!
Anasuja. Dlaczego?
Sakuntala Powiem kochanej matce, że Prijamwada takie nie do rzeczy plecie.
Anasuja. Ależ nie ładnie opuszczać takiego znakomitego gościa, nie uczęstowawszy go nawet. (Sakuntala chce odejść).
Król. (chce ją zatrzymać, ale się wstrzymuje; na stronie). O! jak pięknie odpowiadają myśli zakochanego poruszeniom kochanki! Chcę ją zatrzymać, a skromność przykuwa mnie do miejsca; a chociaż nie ruszyłem się, to przecież zdaje mi się, jak gdybym postąpił naprzód i znów powrócił na miejsce.
Prijamwada. (zatrzymując Sakuntalę). Kochanko, nie możesz odejść.
Sakuntala (marszcząc brwi). Dlaczego nie?
Strona:Obraz literatury powszechnej tom I.djvu/48
Ta strona została przepisana.
— 34 —