Strona:Obraz literatury powszechnej tom I.djvu/495

Ta strona została skorygowana.
—   481   —

Kiedy ranek nazajutrz zaświtał,
I na grodzie otworzono bramy,
Wnet wybiegła carzyca Milica,
Czatowała u bramy zachodniej.
Otóż wojsko ciągnęło w popisach,
Sama jazda świecąca włóczniami,
A na przedzie był Buszko Jugowicz,
Na gniadoszu kapiącym od złota.
Brata Boszka i konia gniadosza
Obwiewała krzyżowa chorągiew,
Na chorągwi jabłko pozłociste,
Pozłocisty krzyż święty na jabłku
A od krzyża pozłociste kity
Biły Boszka po obu ramionach.
Wnet pomknęła carzyca Milica,
Chwyta silnie za uzdę gniadosza,
Targa brata za rękę u bramy
I poczyna przemawiać żałośnie:
„O mój bracie, Boszku Jugowiczu,
Car się zmiękczył na moją modlitwę,
Abyś nie szedł na bój pod Kossowo;
Owszem ciebie pozdrawia i każe,
Byś chorągiew zdał, komu sam zechcesz,
I pozostał ze mną na Kruszewcu,
Żebym miała brata ku pociesze“.
Odpowiedział brat, Boszko Jugowicz:
„Idź ty sobie, siostro, na wieżycę;
Ni ja się nie myślę tu zostać,
Ni krzyżowej chorągwi ustąpić,
Choćby car mi ustąpił Kruszewca.
Coby rzekła bojowa drużyna?
Patrzcie tchórza, Boszka Jugowicza!
Nie śmie z nami ruszyć pod Kossowo,
Za krzyż święty nie chce swej krwi przelać,
Ani umrzeć za wiarę narodu“.
Pchnął się konny co żywiej przez bramę.
Aż wyjechał sędziwy Jug Bohdan,
Za nim siedmiu synów Jugowiczów.
Wszystkich siedmiu obiegła carzyca,
Lecz ni jeden obejrzeć się nie chciał.
Chwilkę w płaczu zaledwie postała,
Aż wyjechał Jugowicz Woina;
Powodowych lik[1] koni prowadził
Pod kapami carskiemi złotemi.
Zatrzymała carzyca gniadosza,
Chwyta brata za rękę u bramy
I poczyna przemawiać żałośnie:
„O mój bacie serdeczny, Woino,
Car zmiękczony na moją modlitwę,
Pozdrowienie i rozkaz przesyła,
Abyś konia zdał, komubądź zechcesz,
A sam został przy mnie na Kruszewcu,
Żebym miała brata ku pociesze“.
Odpowiedział Jugowicz Woina:
„Idź ty sobie, siostro, na wieżycę!
Jeśli taki jest między Serbami,
Coby doma dziś wołał pozostać,
Oby zaraz padł śmiercią haniebną!
Idę, siostro, chętnie na Kossowo,
Za krzyż święty wytoczyć krew moją,
Idę umrzeć za wiarę z mą bracią“.
Pchnął się konny co żywiej przez bramę.
Gdy to widzi carzyca Milica,
Padła w płaczu na kamień, na chłodny,
Padła biedna bez sił, bez pamięci.
Aż wyjechał przesławny car Łazarz.
Kiedy ujrzał swą żonę carzycę,
Łzy mu jakoś po licach pobiegły;
Rzucił wzrokiem z prawego na lewo.
I zawołał sługę, Hołubana,
„Hołubanie, ty wierny mój sługo!
Pójdź-no z koniem, z twym koniem łabędzim
Weźmij jejmość na białe ramiona,
Odwieź chorą co śpieszniej do dwora
I na Boga zaklinam cię, sługo!
Nie idź z nami na bój pod Kossowo,
Ale zostań na białym tu dworze“.
Gdy to słyszy młodzieniec Hołuban,
Łzy zrosiły rumiane jagody;
Zesiadł z konia swojego łabędzia,
Wziął carzycę na białe ramiona,
Powiózł biedną pośpiesznie do dworu;
Ale w sercu i nudzi i boli,
Że nie poszedł na bój pod Kossowo,
Więc powrócił do konia łabędzia,
I poleciał manowcem za swymi.

  1. Mnóstwo.