Strona:Obraz literatury powszechnej tom I.djvu/50

Ta strona została przepisana.
—   36   —
chiwał tych zwierzeń, wybiega uradowany z ukryciu, wynurza jej swoją wzajemność i oznajmia, że chce ją poślubić. Przyjaciółki znajdują pozór do usunięcia się i kochankowie pozostają sami. Wśród miłośnych uniesień niecierpliwy Duszjanta oświadcza Sakuntali, że ją poślubi na sposób Gandharwów[1], żeby nie czekać na powrót jej opiekuna — Kanwy. Zbliża się wieczór i zmusza kochanków do rozejścia się.

Akt III, odsłona II. Z rozmowy Anasui i Prijamwady okazuje się, że król poślubiwszy Sakuntalę, odjechał do stolicy, a Sakuntala pogrążona w miłosnej zadumie, siedzi w chacie. Wtem jakiś obcy głos za sceną (świątobliwego Durwasy) gromi Sakuntalę, że nie okazuje należytego uszanowania dla wędrownego pokutnika, i rzuca na nią przekleństwo: żeby o niej zapomniał ten, kim się tak zajęła. Przerażona Prijamwada wybiega, żeby obrażonego uprosić o cofnięcie klątwy; po chwili wraca rozżalona, że pokutnik klątwy nie cofnął, tylko ją ograniczył: utraci ona moc swoją, gdy król ujrzy pierścień, który na odjezdnem zostawił nowo-poślubionej małżonce. Ponieważ Sakuntala nie słyszała nic z tego, co zaszło, przeto towarzyszki postanawiają zachować wszystko w tajemnicy, żeby jej nie martwić.

Akt IV. Anasuja niepokoi się, że Duszjanta po odjeździe niczem nie okazuje, iż pamięta o Sakuntali i jest to zapewne skutek klątwy Durwasy. Nadbiega Prijamwada z wiadomością, że Kanwa, któremu duchy niebieskie doniosły o małżeństwie jego wychowanki, wróciwszy z pielgrzymki, postanowił zaraz pod opieką braminów odesłać ją do męża. Na scenie ukazuje się Sakuntala; pobłogosławiona przez Kanwę, żegna się nietylko z ludźmi, ale i z całem otoczeniem, w którem wzrosła.

Sakuntala. Chociaż radością unosi mię myśl, że wkrótce męża mojego obaczę, jednak omdlewam z żalu, gdy się mam żegnać z tym gajem, młodości mej schronieniem.
Prijamwada. Nie sama się smucisz — oto gaj nawet żałośną przybiera postać, gdy nadchodzi godzina pożegnania. Gazela przestała jeść nazbieraną dla niej trawę kusy; pawica nie chce skakać po łące, zwiędłe liście roślin schylają się ku ziemi.
Sakuntala. Pozwól mi, ojcze, pożegnać się z moją siostrzycą madhawi.
Kanwa. Znam ja, moje dziecię, twoje przywiązanie do tej rośliny. Pożegnaj się z nią.
Sakuntala. (ściskając roślinę). O! najświetniejsza z wijących się roślin, chciej przyjąć te moje uściski i twemi nawzajem uściśnij mię giętkiemi gałązkami. Od dziś będę żyła daleko od ciebie. Drogi ojcze, uważaj tę roślinę jak drugą moją istność...

Kanwa przyrzeka mieć staranie o madhawi, a Sakuntala zwraca się jeszcze do przyjaciółek i prosi je o to samo.

Przyjaciółki (płacząc). Ach! a my w czyjej zostaniemy opiece?
Kanwa. Anasujo! Prijamwado! Dosyć tego płaczu! Powinnybyście swojem zachowaniem się dodawać otuchy Sakuntali, a wy ją hardziej rozrzewniacie swoim płaczem. (Idą dalej wszyscy).

Sakuntala. Ach! ojcze, widzisz ową sarneczkę, która z powodu ciężaru, jaki w sobie nosi, tak powoli się porusza; proszę cię, jak
  1. Śpiewaków niebieskich. Małżeństwo takie zasadzało się na obupólnej umowie kochanków, bez wiedzy rodziców i krewnych, bez ceremonij i uświęcenia religijnego. Wobec prawa było ono ważne.