„Dość bredni! O! nareszcie powiedz, wielki Boże,
Wyznawcom fatalizmu, że wciąż głupstwo plotą;
Że ten, który jest wolną od grzechu istotą,
Za źródło wszechwystępku uchodzić nie może.
Z mułu i wiedzy stworzyłeś mnie, Panie,
I cóż ja mogę?
Stworzyłeś ciału mojemu ubranie,
I cóż ja mogę?
Tyś naprzód moje postanowił czyny;
W czem grzeszny będę, albo też bez winy,
I cóż ja mogę?...
„Cyprys drzewem jest wolności“ — czemu to świat głosi?
Bo się nigdy nie uściskał, choć sto ramion nosi.
„Lilia kwiatem jest wolności“ — każdy ją tak zowie.
Czemu?... Dziesięć ma języków, a słówka nie powie.
Niech każdy bacznie powieści tej słucha,
Odtworzy ona stan mojego ducha.
Onemi czasy żył mocarz wspaniały,
Któremu wszystkie ziemie hołdowały.
Pewnego razu król ten w licznem gronie
Za zwierzem dzikim odbywał pogonie.
Po górach, lasach goniąc zwierząt stada,
W sidła miłości sam niebaczny wpada.
Napotkał dziewczę na ustroniu dzikiem
I król — poddanej stał się niewolnikiem.
Serce mu w piersiach drżało, jak ptaszyna
W klatce — zapłacił — i jego dziewczyna —
Ach! jak przybycia błogosławił porę.
Niestety! spostrzegł, że dziewczę jest chore.
Pan osła musi obejść się bez siodła,
Gdy lanca wroga zwierzę mu przebodła.
Ma dzbanek — wody nie dadzą te strony,
Gdy wodę znalazł — już dzbanek stłuczony.
Lekarzów mnóstwo do chorej zaprasza:
„Dwa życia zbawić ma tu mądrość wasza.