Strona:Obraz literatury powszechnej tom I.djvu/73

Ta strona została skorygowana.
—   59   —

Powiedz, gdzie do światła ścieżka?
Powiedz, kędy ciemność mieszka?
Czyjeż to oczy obłoki zliczyły?
Kto z chmur żywota deszcz sączy,
Że z bryłą spłyną się bryły,
A proch jak kruszec się łączy?...

Alboś ty widział śniegowe zapasy,
Czyliś poznał skarbiec gradów,
Który na ciężkie zachowuję czasy,
Na czasy zbrojnych napadów?
Kto bywa ojcem powodzi,
Kto wydaje krople rosy,
Czyje łono lód urodzi?
Kto mrozem iskrzy niebiosy,
Kiedy pod lodem ukryją się morza,
Jak kamień morskie stwardnieją przestworza?

Czy ty ułowisz lwice ze zdobyczą,
Albo nakarmisz lwięta, kiedy ryczą,
Albo leżąc przed jaskinią,
Na zwierza zasadzki czynią?

Czyli przez ciebie koń życiem natchniony?
Kark jego w piękny włos otoczon grzywy,
Jako szarańcza przesadza zagony
I nozdrzem parska dla wrogów straszliwy,
Rwie grunt kopytem, siłą wesoły,
Tętniąc rzuca się na wrogi,
Rżeniem natrząsa się z trwogi,
Nie drży, gdy błyśnie miecz goły,
Nad nim poświst strzał szeleszczy,
Szabla błyska, tarcza chrzęszczy,
Piaski wyrywa, strzyże uszyma,
Trąbę posłyszał, już miejsca nie trzyma,
Trąba głośniejszy znak dała,
Już się puścił, jako strzała;
Wietrzy zdala boju szyki,
Głosy wodzów, wojsk okrzyki.

Czyliś ty drogi naznaczył sokoła,
Że on na południe leci,
Czy twój głos orła ku obłokom zwoła,
Aby na skałach słał gniazdo dla dzieci?
Na skałach mieszka wysoko,
Tam twierdzę swoją zakłada,
Zdala mierzy jego oko,
Jako strzała na łup spada,
Krwią napawa swoje dzieci,
Gdzie trup leży, tam przyleci.

Lub czyli wodą krokodyla zdradzisz,
I ozór ściśniesz mu liną,
I nozdrza przekolesz trzciną,
I za żelazną obręcz poprowadzisz?
Lub czyli płacząc, będzie płakał szczerze,
I skomleć, jakby zawinił,
Czy z tobą wejdzie w przymierze,
Byś go twym sługą uczynił?
Czyż go dłoń twoja jak ptaszka uchwyci,
Dziewicom k’woli uwiąże na nici;
Czy go czarami przywabisz do dołu,
Gości nim twoich uraczysz u stołu?
Czyli go przeszyjesz grotem,
Niewód na głowę zarzucisz?
Ściągnij nań rękę, już potem
Do walki z nim nie powrócisz.
Patrz na jego uzbrojenie:
Kto zwlecze z niego odzienie
I kto śmiały ściągnie ręce
Ku jego dwojnej paszczęce?
Kto jego gardło rozczepi,
Gdy straszne zęby najeży?
Grzbiet jego jak dach puklerzy
I łuska z łuską się lepi.
Ogień bucha z jego pary,
Oko jako ogień błyska,
Z paszczy kłębem miota żary,
Gdy parska, iskrami pryska,
Jak z naczynia wary wrzące,
Z nozdrzy jego dym się wali,
Dech jego węgle rozpali.
W karku jego siła siedzi,
Przed nim strach zatacza koła;
Ciało ulane jak z miedzi,
Piorun go wstrząsnąć nie zdoła.
Gdy się dźwignie, drżą mężowie,
Pierzchną, gdy na brzegu lęże.
Miecz nie utkwi w jego głowie,
Grot, ni oszczep nie dosięże.
Stal się na nim jak źdźbło kruszy,
Żelazo, jak próchno drzewa,