Rzekłem w sercu: cóż pomoże,
Żem świat pojął i zrozumiał.
Gdy w grób jeden się położę
Razem z tym, co nic nie umiał.
Ni pamięć po nas zostanie —
Wszystkich zrówna zapomnienie.
Jakaż marność w tem, o Panie!
Jakież ducha utrapienie!
I omierzło mi to życie,
Brzydziłem się moją pracą.
Mój następca, moje dziecię,
Będzież mądre, czy ladaco?
Com natworzył w pocie czoła,
Wszystko, wszystko będzie jego,
Moje domy, moje sioła....
I jestże co tak marnego?
I zaprzestałem pracować,
I oddałem się smutkowi:
Cóż pomoże skarby chować,
By je oddać leniwcowi,
Co mozołą i przemysłem
Nagromadzę gospodarnie,
On użyciem niezawisłem
Wszystko to roztrwoni marnie.
Cóż za korzyść z pracy człeka?
Dni jego pełne boleści,
I sen od niego ucieka,
I życie marne, bez treści.
Izali nie jest to lepiej
Jeść, pić i puch mieć miękki?...
Lecz i ta rozkosz nie krzepi,
Gdy z Bożej nie idzie ręki.
Mądrość po ulicy swe kazania miewa....
Na wzniesieniu wśród tłumów woła;
Przy wejściu do bram, w pośrodku miasta
Głos swój podnosi:
„Zwróćcie się ku moim przestrogom;
Ja wam ducha swojego objawię
Oznajmię wam moje słowa....
Mnie posiadał Bóg na początku
Przed swojemi dziełami, dawniej....
Od wieczności jam uwieńczona,
Od początku przed praczasem ziemi.
Gdy nie było jeszcze otchłani, jam była zrodzona;
Gdy jeszcze nie uczynił ziemi i obszarów
I pierwiastkowego pyłu świata.
Gdy sposobił niebiosa, byłam już tam,
Gdy wytężał obłoki z wysokości....
Gdy stanowił morzu jego granice,
Gdy kreślił podstawy ziemi....
Wtedy byłam przy nim wychowanicą,
Wtedy byłam rozkoszą dnia po dniu,
Igrając przed nim w każdym czasie,
Igrając w jego świecie ziemskim,
A rozkoszując się z synami człowieczymi.
∗ ∗
∗ |