Tyś moje dobro, niebo, moja chluba,
Mencyo moja luba,
Przebacz, moje kochanie,
Ten wybuch śmieszny. Myśli wyuzdanie
Stworzyło wyobraźni
Jakiejś gwałtownej uczucie bojaźni.
Przysięgam i powtarzam:
Że cię uwielbiam, kocham i poważam,
Za słowa me się wstydzę.
Jezu! co mi się stało? Sam nie widzę.
Mencya (na stronie). Strach, przerażenie wstrząsają mem łonem.
Czuję po ciele dreszcze, jak przed skonem.
Gutierre (na stronie). Skoro się zowę honoru lekarzem,
Hańbę mą dzisiaj pokryję cmentarzem.
Mencya. Boże mój miłościwy! (Mdleje).
Gutierre. Zakrzepła z lęku, niby posąg żywy. (Czyta).
„Wasza wysokość"... Ha! wysokość owa
Mój honor w otchłań grobową pochowa.
„Niech nie wyjeżdża".. — Dosyć!
Czyż nie wystarcza mi, że śmie go prosić?
Kroczę po nieszczęść zbyt stromej drabinie.
Tu zaraz śmierć jej zadam...
Nie. Gdzież roztropność? — Oto, co układam:
Z domu oddalę sługi,
Niedola jeno zostanie, — ja drugi.
A że mimo odkrycie
Straszne, Mencyę mą kochałem nad życie,
Uświęcę to kochanie
I na ostatnie rzewne pożegnanie
W ostatecznym podrzucie
Śmierci, jeszcze jej zjawię me uczucie.
Skoro mię. użyć takich leków zmusza,
Ciało niech ginie — lecz niech nie mrze dusza.
(Pisze i wychodzi).
Mencya (budząc się). Panie mój! co chcesz czynić?
Nie chciej, nie chciej mię winić!
W niewinność moją samo niebo wierzy.
Twa dłoń okrutna, twe żelazo mierzy
W pierś moją? Łaski, ach, łaski! kobiecie
Niewinnej życia nie chcesz wydrzeć przecie.