Strona:Obraz literatury powszechnej tom II.djvu/106

Ta strona została przepisana.
—   102   —

Don Carlos.  Po co między hiacynty
Dużą jabłoń zasadzono?
Psuje widok. (Laura odchodzi).
Polilla.  Mądry, mądry!
Dyana  (do Laury). Czy mówiłaś?
Laura.  Tak jest, pani.
Dyana.  To niegrzeczność!
Cyntya.  Grubiaństwo!

(Don Carlos przechodzi koło kobiet; Polilla trzyma sztylet przy jego twarzy, żeby się nie odwrócił.)

Polilla.  Teraz, panie, zamknij oczy!
Don Carlos.  Nie wytrzymam, muszę spojrzeć!
Polilla.  To sztyletem nos ci zranię.
Don Carlos.  Ach, nie mogę zwalczyć chęci.
Polilla.  Stracisz oko lub pół nosa.
Don Carlos.  Słucham.
Polilla.  Zwróć się.
Don Carlos.  Czy na prawo?
Polilla.  Nie, na lewo, jeśli łaska.
Dyana.  Czyli jeszcze mnie nie spostrzegł?
Laura.  Nie, bo przeszedł obojętnie.
Dyana.  A to wstyd, wstyd! — Wstań, Fenikso,
Podejdź... niby tak... z przypadku.
Feniksa.  Po co?
Dyana.  Powiedz, że tu jestem. (Feniksa odchodzi).
Polilla.  Baczność! drugą śle sztafetę.
Feniksa.  Carlos!
Don Carlos.  Pani — na usługi.
Feniksa.  Dyana cię tu zobaczyła.
Don Carlos.  Podziwiając ogród, stawy,
Zapomniałem o zwyczaju.
Dyana pewno zagniewana,
Żem do parku wszedł zuchwale?
Wnet odchodzę, powiedz, proszę.
Dyana.  Rzeczywiście do wrót zmierza,
Niepodobna go wypuścić. (Podchodzi).
Hrabio, proszę.
Don Carlos.  Ach, to pani!
Co rozkażesz?
Dyana.  Zadziwiona,
Pytam, jakim wszedłeś prawem,
Gdzie ja z dworem odpoczywam?
Don Carlos.  Przebacz, pani, nie wiedziałem,
Że tu jesteś. Piękność parku
Mnie zajęła najzupełniej.
Dyana.  Ani śpiewów nie słyszałeś?