Strona:Obraz literatury powszechnej tom II.djvu/112

Ta strona została przepisana.
—   108   —

Z pancernym Maurem Numidyjczyk dziki
Walczy w turnieju wśród grzmiących oklasków
I z krwi nieściekłe pędzą wojowniki
Patrzeć na walkę rozjuszałych byków.

Tam się leciuchno w powietrzne lazury
Z czoła pałaców wieżyce unoszą;
Barwne kobaltem, konchą tkane mury,
Wszystko do zmysłów przemawia rozkoszą.
I mnie Allaha zaplotła tu sztuka
Z imieniem cudnej haremu bogini,
Żywe świadectwo, kędy wiecznie szuka
Zdroju natchnienia skwarny syn pustyni.

Tam gniazda nocą ścielą ptaków chmary
I kwiat z zielonych rozpęka osłonek;
Orzeł w słoneczne wzbija się obszary,
Z pod miedzy śpiewny ulata skowronek.
Woń pomarańczy wiatr na skrzydłach niesie,
Słodki winograd dojrzewa w winnicy;
Pokłady kruszców leżą w ciemnym lesie,
Złotemi kłosy dzwoni łan pszenicy.

Tam, kędy Arab miał rozkoszny Eden,
Ciepłemi słońca ozłocon połyski,
I dziś tam jeszcze wzrasta kwiat niejeden
Na hożem licu powiewnej huryski.
Któż tym niebiańskim oprze się powabom?
Och! taki urok na świecie nieznany,
Chyba w tej ziemi, którą z rąk Arabom
Wydarły niegdyś waleczne Hiszpany.
(S. Duchińska).


2. Z „Gnomów i kobiet“.

Pozwólcie, niech tu siedząc, gdzie burz nie dojdzie chmara,
Piję wiatry, co chłodzą Alhambrę Alhamara.
Pozwólcie, huraganu nim tuman się przetoczy,
Niech pod osłonę drzew tych ucieknę i niech oczy
Ja, starzec, raz obrócę zasię.

Pozwólcie, niechaj westchnę i łzami się zaleję,
Niech nad grobem pomarzę, myślami poszaleję
I niech nareszcie zginę, skoro mi zginąć pora,
Z sumieniem własnem w zgodzie; — tak odkupując wczora,
Płacząc tego, co dzisiaj, i o jutrzejsze drżąc.