Dusza wytrwać już niezdolną.
(Przesuwa ręką po czole).
W głowie pożar, w piersi dreszcze,
Co za męka... brak mi tchu!
Tego piasku ileż jeszcze?
Spadaj, spadaj, lećże do dna.
(Z trwogą).
On się zmylił Aben - Bu!
Ludzka mądrość jakże zwodna!
Precz z tą myślą! On lat tyle
Ssał naukę z ksiąg tysiąca,
Mnieżby zwodził mędrzec ten?...
Jemu znana moc durząca
Ziół, co tępią zmysł na chwilę,
Nie... nie śmierć to, ale sen!
Czuję w piersi skonu męki,
Jeszcze kilka... brak mi sił!
(Z uniesieniem).
O Allahu! dzięki... dzięki!
Spadł ostatni piasku pył!
Córka moja!... biada, biada!
Jaka martwa... trupio - blada,
Jaka zimna, pierś nie drgnie!
Jam twój ojciec, otwórz oczy...
Nie, Bóg tego nie chce... nie!
Jedno słówko szepnij zcicha:
O Tairo!... nie oddycha,
Mgła śmiertelna wzrok jej ćmi.
Ach! umarła! biada mi!
Wietrze nocny, powiej chłodem,
Po tem czole powiej miodem,
Trąć pierścienie kruczych włosów;
Czysta roso, spłyń z niebiosów,
Jej bledziuchne orzeźw lica,
Po promieniu spłyń z księżyca;
Nim ją śmierci ptak obrzydły
Szerokiemi przyćmi skrzydły,
Nim pierś struty spali jad.
Patrz, jak blada, tchu w niej niema,
Twoja siostra Grazalema:
Koso! ochłódź zwiędły kwiat!
Przez twą matkę, co w Edenie
Odpoczywa błogim snem,
Na głos ojca rozmruż oczy;
Jedno serca twego drgnienie
Zbudzi rozkosz w sercu mem!...
Ona zimna, skrzepła cala,
Śmierć brzemieniem serce tłoczy;
Cała martwa, skamieniała,
Ból mi w kęsy szarpie duszę,
Tchnieniem piersi lód ton skruszę,
Pod uściskiem mym rozpłonie
Żar zagasły w martwem łonie.
Jam ją zabił... nie... jam w błędzie
Moje zmysły mąci szał...
Taira (błagalnie).
Grazalemie twojej trzeba,
Jak przeczystej rosy z nieba,
Słyszeć słodkie twoje słowo;
Tobie, ojcze, służyć wiernie,
Czesać siwe twoje włosy,
W kwiat przemieniać twoje ciernie
I całować stóp twych ślady;
A jeżeli z woli nieba
W skrzydła śmierci nad twą głową
Zaszeleści anioł blady: