Właśnie południa senne gorącości
Wabiły słodko w cień i w chłodne zdroje,
Więc Rolandowi zdało się najprościéj,
Że on tu, zdjąwszy hełm i cięższą zbroję,
Dla wypocznienia mile się rozgości...
Niestety! własnych słów się moich boję!
Tu on szał znalazł zamiast ciszy błogiej —
I zamiast kwiatów wziął w swe serce głogi!
Toćże, gdzie spojrzał, czyta w żywem drewnie
I w skał omszałych ścianach — słowem wszędzie
Ryte o jakimś gachu przy królewnie,
Zapałów pełne dwojga dusz orędzie.
O zgrozo! Więcże w miejscach owych pewnie
Ona, w miłosnych szalów swych obłędzie,
Pasterską chatę mając w poblizkości,
Czci swej niepomna, ze swym lubym gości!
„Z Medorem swoim piękna Angelika!“
„Nadobny Medor z Angeliką swoją!“ —
Ile słów, tyle gwoździ mu przenika
Pierś, choć żelazną jest broniona zbroją!
I myśli w głowie tego nieszczęśnika,
To chcą uwierzyć, to się wierzyć boją!
Może to inna Angelika jaka?
Lub tylko nawet pusty żart junaka?
Gdzież? Pismo jest jej ręki! Toćże przecie
On zna je dobrze. Ale znów, być może,
Ona miłostki te, gdy wiedzieć chcecie,
Zmyśliła tylko jemu ku przekorze?
Tak to, sam sobie przecząc, i jak dziecię
Tylcami ostre wykręcając noże,
By go nadzieja nie odparła tkliwa,
Samego siebie chętnie oszukiwa.
Chce w błąd swój wierzyć — a tu zazdrość blada
W otuchę jego dmucha sykiem węży!
Jak nieopatrzny ptak, co w sieci wpada,
Albo na lepie ugrzązł jak najtężej —
Tem sroższy jest mu lep i oczek zdrada,
Im chyżej skrzydły drga i członki pręży!
Wreszcie szedł Roland tam, gdzie była blizka
Pieczara, z której chłodny zdrój wytryska.
U wejścia do niej, kiedy kto rozchyli
Bluszcz kręty oraz dzikich win pąkowie,
Pozna, jak często w południowej chwili
Tu przebywali tkliwi kochankowie.
Jak zaś rozkosznie błogi czas pędzili,
Z napisów licznych każdy też się dowie,
Gdyż słowa o tem zdobią każdą ścianę,
Węglom, a nawet kredą podpisane....
Strona:Obraz literatury powszechnej tom II.djvu/12
Ta strona została przepisana.
— 8 —