Strona:Obraz literatury powszechnej tom II.djvu/120

Ta strona została przepisana.
—   116   —

Achelous taką na rąbku Etolii
Widząc mię w świtu różowej koronie,
Zdaleka brał mię za kielich magnolii,
Rankiem mu w darze ślącej świeże wonie.
Wyspa, co mię dostrzegła
Najpierwsza, wzięła za galjotę zwinną,
Co z ładunkiem pachnideł
Pełnym lotem swych skrzydeł
Od Epidauru ku Dorydzie biegła.
A zewsząd ku mnie biły muzyk tony:
U moich brzegów Najady, Trytony
Pryskając, rwały srebra wstęgę płynną.
(E. Porębowicz).


II. Angel Guimerà.

Więc cię na wieki tracę — życie moje!
— Przepaść u naszych stóp.
A jednak duszę ból porywa... roję,
Po skrę nadziei sięgam — aż za grób.

Sam cię powiodłem do kościoła progu,
Widziałem w blasku świéc;
Rzekłem: Polecam twoje szczęście Bogu!
— Serce załkało, lecz nie rzekło nic.

Przyczołgałem się pod twe białe ściany,
W zamknięte patrząc drzwi;
A co ty robisz i co twój kochany,
Światło od okna powiadało mi.

Wszystko wydało bratnie światło one:
Twoje ostatnie tak,
I to, że jutro oczy mieć czerwone
Będziesz, a dla mnie nosić świętej znak...

— Jednak cię kocham i dałbym niemało:
Oddałbym błogi skon,
By wiedzieć, kiedy to światło się zwiało,
Czyś je zgasiła ty sama, czy on?
(E. Porębowicz).