„Tak szyki Maurów mieszają się, chwieją,
W nagłym pośpiechu ledwo za broń chwycą;
Stanęli — jeszcze rumaki nadzieją!
I straszny atak ponieśli konnicą.
Portugalczykom ramiona nie mdleją,
By spotkać wroga, dzidy, jak las, świócą:
Tysiące Maurów na ich ostrzach legły,
Tysiące z krzykiem: „Allah!“ z pola zbiegły.
„Tak było silne, tak śmiałe to starcie,
Iż góry mogłyby ruszyć z podstawy;
Narówni z panem koń walczy zażarcie,
Koń, ów Neptuna dar ziemi łaskawy;
Ze wszech stron ciosy lecą nieprzeparcie,
Na wszystkie strony zakipiał bój krwawy:
Zbroje, kolczugi Luz zwycięsko płata,
Rąbie pancerze, tnie, siecze i zgniata.
„Skaczą po polu odsieczone głowy,
Tam — nie wiesz, czyje martwe członki w kupie,
Owdzie jelita drgają — tam tułowy,
I lica sine, blade, straszne, trupie.
Zasłało wojsko cały plac bojowy,
Potokiem spływa krew, co z trupów chlupie,
I pola barwa pokryła niezwykła,
Pod krwi purpurą ich zieloność znikła.
„Zwycięża Alfons — milkną gwarne szumy,
Wojsko trofea i łupy zdobywa:
Legły rozbite Maurytanów tłumy,
Trzy dni król wielki w polu wypoczywa.
I na swej białej tarczy, pełen dumy,
By pamięć chwały pozostała żywa,
Jak w liczbie pięciu polegli mocarze,
Niebieskich tarczy pięć malować każe.
„Na tarczach znaczą srebrników trzydzieści,
Za które Zbawca świata był sprzedany;
Tak barwny pędzel wysila się k’ części
Boga, co łaską swą wsparł Luzytany;
W krzyż ułożono tarcze — każda mieści
Po pięć srebrników; cały zaś oddany
Będzie rachunek, gdy tarczę środkową
Raz przeliczywszy, przeliczysz na nowo.
„O piękna Inez, cicho i samotnie
Śród uciech biegły słodkie dni twej wiosny,
Śród błogich ułud, co mkną tak przelotnie,
Bo im trwałości skąpi los zazdrosny;