Ludy, które w walk odmęcie
Piały ślubów hymn grobowy,
W jakież kwiaty przy tom święcie
Będą swojo wieńczyć głowy?
Z jakich ofiar dość obficie
Swą daninę dziś złożycie?
Jakie głębie morza strzegą
Perły, której blasków siła
Dziśby nam odzwierciedliła
Wierny symbol dnia takiego?
Buntowników wódz zażarty.
Cazaux, kolos nad kolosy,
Do otchłani wpadł otwartéj,
Wykopanej dlań przez losy...
Z nim skonała walk ohyda,
Bo już Alcyd, syn Alcyda,
W którym dzisiaj stało gości
Geniusz Francyi niezwalczony,
Już tyrańskie jego szpony
Na proch mieczem starł wolności.
Różnobarwne losy świata
Podlegają prawu zmiany:
Ono ludzi tak przygniata,
Jak i morskich wód bałwany!
Życie piekłem raz — znów rajem,
Z dobrem zło się ściga wzajem.
Wszystko tak przychodzi w porze,
Jak mknie po jesieni zima;
A choć całość wciąż się trzyma,
Wiecznie przetrwać nic nie może.
Pięć lat Marsylia, skradziona
Prawemu posiadaczowi,
W szponach ciemięzcy już kona,
Już walk, zda się, nie odnowi.
Nagle zmienna losów siła
Miastu wolność przywróciła.
Dziś jej żywot się nie dłuży,
Drży po troskach — w szczęściu cała,
Że, co wielbić wprzód musiała,
Podeptane dziś w kałuży.
Na wieść cudu Maurów plemię
Wystraszone drży w pokorze;
Echo świetnych walk nie drzemie,
Lecz rozbrzmiewa po Bosforze.
Wciąż powtarza je brat bratu
Z ponad Indu do Eufratu!
Choć się trwoga na nic przyda,
Memfis o swe drży siedlisko,
Jakby przy nim stał już blizko
Wskrzeszonego cień Gotfryda!
(J. A. Święcicki).
Kuryacyusz. Niech teraz gromy spadną, niech zajadłość wściekła
Wzruszy przeciw nam ziemię i nieba i piekła!
Niech się złączą, niech straszne przygotują ciosy