Pokonaniem przyjaźni dusza osłabiona
Jakie razem i miłość i litość pokona?
Sabina. Nie, bracie! zbyt niewczesna niech trwoga ustanie,
Przyjmij ostatnie czulej siostry pożegnanie.
Krew twoja tak szlachetna, że jej nic nie skazi,
Nic stałości waszego męstwa nie obrazi:
I kogo z was to świetne nieszczęście zwycięża,
Nie chcę go znać za brata, nie chcę znać za męża!
Umrę wprzód... Ale cóż to? żadnego nie wzruszę!
Okrutni! milczą... dobrze: sama was przymuszę:
Bo skoro tylko krwawe zaczniecie spotkanie,
Siostra wasza śród mieczów podniesionych stanie.
Wtenczas gdy was szalone uniosą, zapędy,
Musicie, okrutnicy, przebijać się tędy.
Horacyusz. Ach, żono!
Kuryacyusz. Siostro moja...
Kamilla. Wzruszają się przecie.
Sabina. Cóż więc, skąd to zdumienie? wzdychacie, bledniecie?
Jaki strach was ogarnął? ciż to są rycerze,
Których i Rzym i Alba za obrońców bierze?
Horacyusz. Jaki mój stan! jak trudne utrzymanie męstwa!
Jeżeliś żoną moją, ustąp mi zwycięstwa.
Odejdź, niechaj wygrana nie będzie wątpliwa,
A sama walka o nią wstydem mię okrywa.
Pozwól, niechaj dni moich nie kończę z ohydą.
Sabina. Nie lękaj się, nie lękaj, na pomoc ci idą.
Stary Horac. Cóż to, dzieci? miłości was bawią podniety
I czas wam zabierają tak drogi kobiety?
Tu do walki iść trzeba, a was łzy trzymają;
Ustąpcie, niechaj one samo narzekają.
Ich płacz nadto jest czułym, nadto niebezpiecznym,
Mógłby słabości mężom udzielić walecznym,
Ucieczką tylko można uniknąć tych grotów.
Sabina. Nie bój się, godni ciebie: każdy walczyć gotów,
Nic ich wstrzymać nie zdoła; stali w przedsięwzięciu,
Uczynią, czego żądasz po synu i zięciu.
A jeśli słabość nasza zachwiała ich cnotę,
Ciebie tu zostawimy, zagrzej w nich ochotę.
Pójdźmy stąd, siostro, jęki nasze niedołężne:
Czemże są łzy niewieście na serca tak mężne?