A gdy z zmyślonych zbrodni sklecą mą naganę,
Pomszczę się, lecz jak? Oto cnotliwszym się stanę.
Pójdź za moim przykładem...
Mniejsza o to, że tłuszcza głupców łaje, krzyczy
I w słodycz rymów twoich przylewa goryczy.
Przyda-ż co dziełom naszym, że je Perrin chwali?
Że się na nie czczy autor „Jonasza“ nie żali?
Szkodzi-ż, że Linière jad swój na nie miota
Albo je gani suchy tłómacz Amyota?[1])
Byle tylko wartości ich luba ponęta
Wabiła do czytania lud, miasta, książęta;
Byleby im król drogiej nie ubliżył chwili,
Condśmu się zdołały podobać w Chantilly,
Zabawiły Eughiena, Colberta, Vivonne’a...
Takim ja czytelnikom poświęcam me dzieła:
Lecz ćma żaków, co ciemność w swym podziale wzięła,
Co tylko brednie chwali i w nich sobie słodzi,
Niech idzie, gdzie w blizkości Brioché[2]) rej wodzi,
Bez względu na poety i weny znamiona
Uwielbiać i dziwić się mądrości Pradona[3]).
(J. Gorczyczewski).
Raz na kiermasz przywieziono
Lamparta z małpą uczoną;
W osobnych budach mieli zamieszkanie.
Lampart wołał: „Prosimy, panowie i panie!
Jest miejsce, kasa otwarta;
Nikt dotąd nie widział w świecie
Takiego, jak ja, lamparta!
Patrzcie, jak piękne futro mam na grzbiecie,
Jaki włos miękki, lśniący, giętki,
Upstrzony w pręgi i cętki“.