z rozkoszą! mówca w razie niebezpieczeństwa, poeta dla rozrywki,
muzyk z okazyi, zakochany od czasu do czasu w przystępie szaleństwa; wszystko widziałem, wszystko robiłem, wszystko zużyłem. Potem złudzenie znikło — przejrzałem aż nadto... Przejrzałem!... Zuziu! Zuziu! Zuziu! ileż ty mi sprawiasz katuszy!...
(P. Chm.).
Jeślić kogo grobowcem poczcić ci się zdało,
Patrz! oto pod te drzewa przynoszą tych ciało,
Co dla ciebie niewdzięczny zagon uprawiają,
Na Jonie niedostatku pogrzebu czekają.
Czyliż się będziesz wstydził ozdobić ich groby?
Pisać tam co o wielkich dziełach nie byłoby.
To prawda, bo od zorzy, kiedy kogut ranny
Obudził ich, dając znak pracy nieustannéj,
Aż do nocy, gdzie dzieci i matka troskliwa
Otoczą wkoło garnek nędznego warzywa,
W pracy równej dni swoje pędzą niespokojne,
Których ni przez sojusze, ni znaczą przez wojnę.
Rodzić się, cierpieć, umrzeć — to im tylko dano;
Ale chcieliby przecie, by ich pamiętano.
Któryż człowiek, kiedy się już nad grobem chwieje,
Nie zwraca smutnych oczu na jakąś nadzieję,
Że będzie żałowany? Komuż więc nie miła
Łza, którą przyjacielska powieka zroniła?
Dla pociechy ich życia, szanuj ich mogiły.
Ten, co losy zawstydził, że go poniżyły,
Służył Bogu, królowi, krajowi, rodzinie,
Co wstydu uczył córki, którym we wsi słynie.